UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

czytelnia

  • "Polityka, władza, zło" - List Lema do M. Kandla

    Sława i fortuna. Listy do Michaela Kandla
    1 1 1 1 1 Rating 3.20 (5 Votes)

    Nasz świat ma już po prostu inne perspektywy, inne otwarł przestrzenie, niż te, w których mordowali się bohaterowie Kafki. Tamte nie uległy ani trochę unieważnieniu: po prostu garb nasz powiększył się.

    Kraków, 4 lipca 1974

    Drogi Panie*,

    odpowiadam na list Pana z 17.6. Odnoszę wrażenie, że nie mówimy jednak o tym samym. Musiałbym wywalić traktat, żeby własne poglądy uporządkować i ostro wyrazić, na te sprawy: polityki, wiedzy, zła. Curriculum Kafki znamy. Jego ojciec...

    A teraz, przeskakując na właściwą płaszczyznę dyskursu: władza może być totalna i mimo to może pozostać siłą czysto względem człowieka zewnętrzną. To przeżyłem w kraju, podczas okupacji; można było zginąć od przypadkowego kaprysu jakiegoś Niemca. Władza totalna, która nie pozostaje zagrożeniem z zewnątrz, to już całkiem inny świat. Władza taka nie może się objawiać po prostu jako fakt istnienia bezwględnej, nagiej przemocy. Musi mieć za sobą jakąś ideę, np. być jakoby wcieleniem Procesu Historycznego. To, jak ona wtedy poprzez rzeczników tej idei działa, już potroszę wyklarowano, ale nie to, jak wpływa na swych przeciwników. Słowa Hamleta, "mógłbym być zamknięty w skorupie orzecha a jednak być panem niezmierzonych przestrzeni", implikujące wolność wewnętrzną, tracą wtedy ważność. To już nie jest partykularyzacja stosunku dominacji i submisji ("Ojciec-dziecko", "nauczyciel-uczniowie"). W jednym tylko utworze Kafki, jak w błyskawicy, otwarł się ten przestwór: w "Kolonii Karnej". O, doprawdy nie trzeba mnie przekonywać, kim był Kafka, i co mu zawdzięczamy. Niemniej, w "Zamku" czy w "Procesie" ludzie mogą być po hamletowsku wewnętrznie wolni. Chociażby na chwilę. Oficer w "Kolonii Karnej" natomiast, ten spokojny, rzeczowy technolog tortury, jest przywidzeniem, które się spełniło. Ale z tego mimo wszystko nie wynika, że poza Kafkę wyjść nie można (Pan poprzednio pisał o tym, że usiłuję wyjść poza Gombrowicza). Przeświadczony, w końcu, o

    ...

    czytaj więcej

  • Kariera falsyfikatu

    Filozofia przypadku
    1 1 1 1 1 Rating 4.67 (33 Votes)

        W mojej Summie technologicznej zwróciłem uwagę na utrudnienie startu dzieł, wywołane wzrostem ich liczebności. Do indeterminizmu decyzyjnego znawców dołącza się bowiem — przy wielkiej podaży utworów — ograniczenie trywialne, wywołane wyczerpaniem „przepustowej pojemności” krytyki. Nikt nie jest już dziś w stanie czytać wszystkiego, co ukazuje się na rynku księgarskim. Ułatwia znawcom życie zabieg klasyfikacji wstępnej, dokonywany przez wydawców. Klasyfikacja ta sprzyja powstawaniu zamkniętych gett gatunkowych, przy czym o przynależności dzieła do określonego gatunku decyduje często temat. Gdyby metodę tę zastosować do wszystkich dzieł, mielibyśmy Mickiewicza i Goethego rozparcelowanych odpowiednio na półki z napisami orientacyjnymi: „Awantury w domach jednorodzinnych”, „Sabotaż i dywersja na Litwie starożytnej”, „Uwiedzenia przy pomocy diabłów”, a Słowacki figurowałby częściowo pod osteologią protetyczną (Złota Czaszka), częściowo zaś w dziale „Epidemie, klęski, zarazy na pustyni”.

    czytaj więcej

  • Maszyna Trurla

    Cyberiada
    1 1 1 1 1 Rating 4.17 (156 Votes)

    Image

        Konstruktor Trurl zbudował raz ośmiopiętrową maszynę rozumną, którą, kiedy skończył najważniejszą pracę, pociągnął najpierw białym lakierem; potem narożniki pomalował liliowo, przypatrzył się z daleka i dorobił jeszcze mały deseń na froncie, a tam, gdzie można sobie było wyobrazić jej czoło, położył lekki pomarańczowy rzucik i, bardzo zadowolony z siebie, pogwizdując od niechcenia, niejako z czczego obowiązku rzucił sakramentalne pytanie, ile jest dwa razy dwa?

        Maszyna ruszyła. Najpierw zapaliły się jej lampy, zajaśniały obwody, zahuczały prądy jak wodospady, zagrały sprzężenia, potem rozżarzyły się cewki, zawirowało w niej, rozłomotało się, zadudniło i tak szedł na całą równinę hałas, aż Trurl pomyślał, że trzeba będzie sporządzić jej specjalny tłumik myślowy.

    czytaj więcej

  • O ewolucji

    Golem XIV
    1 1 1 1 1 Rating 4.48 (29 Votes)

        Doszliście już do tego, że Ewolucja nie miała na oku ani was w szczególności, ani żadnych innych istot, ponieważ nie do jakichkolwiek istot jej, lecz do sławetnego kodu. Kod dziedziczności jest artykułowanym wciąż od nowa przesłaniem i tylko to przesłanie liczy się w Ewolucji — a właściwie on jest nią właśnie. Kod jest zaangażowany w periodyczną produkcję ustrojów, ponieważ bez ich rytmicznego wsparcia rozpadłby się w nieustającym ataku brownowskim materii martwej. Jest on więc samoodnawiającym się, bo zdolnym do samopowtórzeń ładem, obleganym przez chaos cieplny. Skąd ta jego dziwnie heroiczna postawa? A stąd, że on dzięki zestrzeleniu sprzyjających warunków tam właśnie powstał, gdzie ów cieplny chaos jest nieustępliwie aktywny w rozszarpywaniu wszelkiego porządku. Tam właśnie powstał, więc tam trwa; nie może ujść z tego burzliwego regionu tak samo, jak nie może duch wyskoczyć z ciała.

    czytaj więcej

  • Philip K. Dick, czyli fantomatyka mimo woli

    Fantastyka i futurologia
    1 1 1 1 1 Rating 4.48 (29 Votes)

        Ubik P. K. Dicka jest jedyną powieścią SF, jaką znam, w której fantomatyka prawdziwie to czyni, do czego jest powołana: rozsadza jedyność świata. Rozszczepienie rzeczywistości pogłębia się w toku akcji i wyjawia wreszcie swą bezdenność. Poszukiwanie takiego narratora, który wie, gdzie kończy się realność, a gdzie zaczyna jej maska, prowadzi na manowce rozpaczliwej bezradności. Ustalenie takie jest, jakeśmy rzekli, nieosiągalne. Sukces Dicka przedstawia zaiste paradoks, ponieważ autor ten nie zamierzał w Ubikuani zbeletryzować tej nowej jakości epistemicznej, ani się technikami fantomatyzacji nie zajmował. Wyszedł z innych przesłanek, po części spirytystycznych, przytrząśniętych SF słownictwem, po części zaś telepatycznych (są to różne zakresy pojęciowe; spirytyzm, tj. wiara w duchy, wcale się nie musi przecinać zakresowo z telepatią). A jednak utwór swym rozwojem zdominował i zobojętnił owe założenia. Toteż aby uwyraźnić jego osobliwość, muszę go sprezentować dwukrotnie: raz — streszczając tylko, a drugi raz — komentując.

    czytaj więcej

  • Rozdział IV

    Pamiętnik znaleziony w wannie
    1 1 1 1 1 Rating 4.59 (17 Votes)

    W końcu raczył się pan zjawić! — powitał mnie młodzieńczy głos. Zza mahoniowego biurka podniósł się oficer z konopiastą czupryną, w samej koszuli. W pokoju było bardzo gorąco. Wyciągnął z szuflady małą szczoteczkę.

    — Powalał się pan ścianą...

    Czyszcząc rękaw mego ubrania, mówił jednocześnie:

    — Spodziewałem się pana od wczoraj. Mam nadzieję, że spędził pan możliwie noc? Robota nie pozwalała mi dziś wyjść, ale byłem temu nawet rad, bo w ten sposób miałem pewność, że się nie miniemy — zaraz, tu jeszcze trochę wapna — ale, ale, tak już zaawansowałem się w pańskiej sprawie, że traktuję pana jak starego znajomego, a przecież właściwie jeszcześmy się nie widzieli. Jestem Erms, pan wie zresztą...

    — Tak, wiem — powiedziałem — dziękuję, niech się pan nie trudzi, majorze, to głupstwo. Pan ma dla mnie instrukcję?

    czytaj więcej

  • Rzym - Paryż

    Katar
    1 1 1 1 1 Rating 4.63 (19 Votes)

        O ósmej rano poszedłem do Randy’ego w niezłym nastroju, bo zacząłem dzień plimasiną i mimo suchego upału nie kręciło mnie w nosie. Hotelowi Randy’ego daleko było do „Hiltona''. Stał w uliczce o rzymskim bruku, zapchanej autami, niedaleko Schodów Hiszpańskich. Zapomniałem jej nazwę. Oczekując Randy’ego w przesmyku, który pełnił rolę hallu, recepcji i kawiarni, przeglądałem kupionego po drodze „Heralda'', zainteresowany pertraktacjami Air France z rządem, bo nie uśmiechała mi się perspektywa utknięcia w Orly. Strajkowała pomocnicza obsługa lotniska, ale jak dotąd Paryż przyjmował samoloty.

    czytaj więcej

  • Science Fiction: beznadziejny przypadek - z wyjątkami

    Mój pogląd na literaturę
    1 1 1 1 1 Rating 4.77 (30 Votes)

    1

    Podczas lektury książek Damona Knighta (In Search of Wonder) i Jamesa Blisha (The Issue at Hand) przyszło mi do głowy kilka pytań, na które nigdzie nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Przykładowo: W środowisku fantastyki słyszy się, że SF w miarę upływu lat staje się coraz lepsza. Jeśli istotnie tak jest, dlaczego w takim razie przeciętna produkcja, owa lwia część wszystkich nowości wydawniczych, jest tak mizerna? Albo: Nie brakuje nam definicji genologicznych. Na próżno szukać by jednak wyjaśnienia, dlaczego nie istnieje coś takiego jak teoretyczna, uogólniająca krytyka gatunku i dlaczego nieśmiałe próby tego rodzaju krytyki można znaleźć wyłącznie w fanzinach, czyli czasopismach dla amatorów, o niewielkim nakładzie i niewielkim (jeśli nie żadnym) wpływie na autorów i politykę wydawniczą. A dalej: Blish i Knight zgodnie twierdzą, że czytelnicy SF nie są zdolni odróżnić wartościowej powieści od przeciętnej. Jeśli ta opinia jest słuszna, to jak to się stało, że tego typu publiczność dostała się gatunkowi literatury, który chce odzwierciedlać najwyższe — i jeszcze na dokładkę fantastycznie wzmocnione — osiągnięcia ludzkich działań?

    czytaj więcej

  • Sexplosion

    Biblioteka XXI wieku
    1 1 1 1 1 Rating 4.85 (27 Votes)

    Simon Merril

    SEXPLOSION”

    (Walker and Company — New York)

        Jeżeli wierzyć autorowi — a coraz częściej każą nam wierzyć autorom science fiction! — obecny przybór seksu stanie się potopem w latach osiemdziesiątych. Lecz akcja powieści „Seksplozja” rozpoczyna się dwadzieścia lat później — w Nowym Jorku, zawalonym zaspami podczas srogiej zimy. Starzec nieznanego nazwiska, brnąc przez śniegi, obijając się o kadłuby zasypanych samochodów, dociera do martwego wieżowca, kluczem wyjętym z zanadrza, ogrzanym ostatnią resztką ciepła, otwiera żelazne wrota i schodzi do podziemi, a jego wędrówka i wtrącone w nią strzępy reminiscencji — to już cała powieść.

    czytaj więcej

  • Terminus

    Opowieści o pilocie Pirxie
    1 1 1 1 1 Rating 4.62 (130 Votes)

        Od przystanku był jeszcze kawał drogi, zwłaszcza dla kogoś, kto, jak Pirx, niósł walizkę. Nad bielejącymi widmowo polami stał mglisty przedświt, asfaltem szły ze świstem opon ciężarówki, poprzedzane osrebrzonymi kłębami pary, ich tylne światła zapalały się czerwono przed zakrętami. Przekładając walizkę z ręki do ręki, spojrzał w górę. Mgła musiała być niska, bo zobaczył gwiazdy. Mimo woli poszukał kursowej dla Marsa. W tym momencie szary mrok zadrżał. Nieprawdopodobnie zielony ogień prześwietlił na wylot mgłę. Odruchowo otworzył usta, już nadciągał grzmot, a za nim gorący podmuch. Grunt zadygotał. W jednej chwili nad równiną wzeszło zielone słońce. Śniegi rozgorzały jadowitym blaskiem aż po widnokrąg, cienie przydrożnych słupów zaczęły biec przed siebie, wszystko, co nie było jaskrawą zielenią, stało się czarne, jak zwęglone.

    czytaj więcej

  • Tragedia pralnicza

    Dzienniki gwiazdowe
    1 1 1 1 1 Rating 4.87 (78 Votes)

    Image    W krótki czas po mym powrocie z jedenastej podróży gwiazdowej coraz więcej miejsca jęła zajmować w gazetach walka konkurencyjna dwóch wielkich producentów maszyn pralniczych, Nuddlegga i Snodgrassa.
        Bodajże pierwszy Nuddlegg wprowadził na rynek pralki tak zautomatyzowane, że same oddzielały bieliznę białą od kolorowej, po wypraniu zaś i wyżęciu prasowały ją, cerowały, obrębiały i oznaczały pięknie haftowanymi monogramami właściciela, a na ręcznikach wyszywały dydaktyczne, krzepiące sentencje, w rodzaju: „Kto rano wstaje, temu robot daje”, itp. Snodgrass zareagował na to rzuceniem w sieć handlową pralek, które same układały czterowiersze do wyszywania, w zależności od kulturalnego poziomu i wymagań estetycznych klienta. Następny model pralki Nuddlegga wyszywał już sonety; Snodgrass odpowiedział pralkami podtrzymującymi konwersację w łonie rodziny podczas przerw programu telewizyjnego.

    czytaj więcej

  • Wyprawa profesora Tarantogi

    Przekładaniec
    1 1 1 1 1 Rating 4.33 (6 Votes)

    Widowisko w sześciu częściach

    OSOBY:

    PROFESOR TARANTOGA, siwobrody i siwowłosy, pod koniec mniej siwy i bez brody
    MAGISTER JANUSZ CHYBEK, młodzieniec w okularach
    ISTOTA Z ORIONA, dość typowa baba wiejska
    TRZEJ KALENUSJANIE, łysi jak kolano
    INŻYNIER Z PLANETY KALENUSJI
    DOKTOR Z PLANETY KALENUSJI
    ROBOT Z KWADRATOWĄ GŁOWĄ
    UROCZA BLONDYNKA Z GRELIRANDRII
    DYREKTOR NAUKOWY Z GRELIRANDRII
    UCZONY I
    UCZONY II
    OBLICZE Z MGŁAWICY NGC
    Kobiety przetelegrafowywane, dokonujące strip-teasu itp.

    czytaj więcej