UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

1 1 1 1 1 Rating 4.58 (33 Votes)

Image

Ogromny esej o fantastyce i futurologii jest po pierwsze: oryginalną i nowatorską próbą stworzenia teorii gatunku, po drugie: błyskotliwą autointerpretacją dzieł Lema, po trzecie: przeglądem światowego dorobku science fiction w poszukiwaniu autorów i tekstów, które byłyby zdolne stanąć w szranki z naukową futurologią i udowodnić przydatność literatury w modelo­waniu przyszłości człowieka. To kolejna Lema „ogólna teoria wszystkiego" — wszystkiego, co dotyczy fantastyki i jej roli w ludzkim poznaniu.

5.00 out of 5 based on 1 ratings1 user reviews.
Misjonarz w burdelu Reviewed by Cyfranek on . Zapytałem ongiś w bibliotece o "Fantastykę i futurologię" Stanisława Lema. Pani bibliotekarka popatrzyła na książki, popatrzyła na etykiety przypięte do półek, pomyślała chwilę, odwróciła się do mnie i rzekła: „Fantastyka jest. Futurologii nie ma.” I poniekąd odpowiedź tej pani - bez wątpienia przytłoczonej nawałem zajęć - mogłaby posłużyć za takie najbardziej lakoniczne streszczenie książki Lema - pomyślanej właśnie jako „poszukiwanie tego, co futurologiczne w fantastyce”, więc szukanie przepowiedni i predykcji (byle sensownych!), zawartych w światowej literaturze science-fiction, które by się w przyszłości mogły ziścić. Rezultat tych poszukiwań „sensu w morzu rojeń” okazał się mierny. Lecz Lem nie byłby sobą, gdyby na przedstawieniu tak banalnej konstatacji poprzestał - w swych analizach i dociekaniach poszedł znacznie dalej, głębiej: odsądził od czci i wiary autorów, których książki analizował, zwymyślał ich od ostatnich, takich i owakich, grafomanów i nieuków; całą dziedzinę fantastyki naukowej, tę „antologię nędzy”, zrównał do rynsztoka, pogrzebał i postawił na niej krzyżyk przy trąbach drwin i złorzeczeń. A tych paru wytrzymalszych pisarzy, którzy mimo wszystko jeszcze zipali, dobił łopatą wyrafinowanej spekulacji. Środowisko pisarskie, tak przez Lema spostponowane, nie pozostało mu dłużne. Rozgorzały więc nowe boje, które Lem prowadził teraz na niwie felietonistycznej: krew się lała i trup padał gęsto, zaś sam pisarz stał się po czasie najbardziej znienawidzonym osobnikiem dla zachodnich autorów science-fiction. Po latach Lem skonstatował jednak daremność swoich zachodów, więcej - śmieszność całego przedsięwzięcia, przy którym zachowywał się jak „misjonarz w burdelu, pragnący nawracać upadłe panienki”. Daremny trud i strata czasu, albowiem burdel rządzi się swoimi prawami, od wieków niezmiennymi - i żadne reformy tu nie pomogą. Minęło jeszcze trochę lat, fantastyka naukowa z wieku dziecięcego przeszła w wiek dojrzały, okrzepła gatunkowo i do pewnego stopnia zamknęła się we własnej, hermetycznej przegródce: ówczesna młodociana kurtyzana przeobraziła się w stateczną bajzelmamę. Mamy nowych autorów, dzielnych, ambitnych - niekiedy aż do bólu. A futurologii w tej fantastyce wciąż... no właśnie. Sami zresztą sprawdźcie, biorąc do ręki w bibliotece lub w księgarni pozycję z odpowiedniej półki. Pierwej jednak przeczytajcie koniecznie "Fantastykę i futurologię", ażeby mieć pod ręką kilka epitetów. Rating: 5 5