Fabuła Pokoju na Ziemi nie była inspirowana ówczesną sytuacją polityczną, starałem się raczej izolować od tego rodzaju wpływów, bieżące doniesienia prasowe na temat nasilających się antagonizmów amerykańsko-sowieckich nie miały bezpośredniego oddziaływania na proces powstawania powieści. Dopiero teraz ujawniono, że świat był wtedy bliżej wojny atomowej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać, ale oczywiście nie mogłem o tym nic wiedzieć. Pomimo zakończenia zimnej wojny, niebezpieczeństwo użycia broni jądrowej nadal pozostaje aktualne, chociażby ze względu na aktywną działalność różnego rodzaju ośrodków terrorystycznych.
Nie zajmowałem się nigdy przekształcaniem realnej historii w fabułę moich utworów, nie uprawiałem tzw. political fiction, ze względu na przeświadczenie, że przewidywanie zjawisk politycznych, czy to w skali globalnej, czy lokalnej, nie jest zasadniczo możliwe.
Zarzewiem tej książki była raczej próba wyobrażenia sobie i fabularnego przedstawienia sytuacji psychicznej człowieka po rozcięciu tak zwanego wielkiego spoidła, łączącego dwie półkule mózgowe, czyli po zabiegu zwanym kallotomią. Fascynowała mnie sytuacja, kiedy w jednej głowie mogą powstać dwie niezależne świadomości. Pisanie poprzedziły długie studia nad fachową literaturą: pozwoliłem sobie wypełnić pewne białe plamy w naszym naukowym rozpoznaniu tego zjawiska: w osiemdziesięciu procentach moje rozważania były oparte na literaturze fachowej, a reszta była moim uzupełnieniem podyktowanym potrzebami fabularyzacyjnymi.