UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

1 1 1 1 1 Rating 4.65 (49 Votes)

Image

Ziemska wyprawa próbuje porozumieć się z cywilizacją odległej planety Kwinty, ale plany te palą na panewce, gdyż Kwintanie bronią się przed kontaktem wszelkimi siłami. Lem niezwykle pomysłowo wyposażył w technikę swych kosmonautów, ale nie pomogło im to w realizacji odwiecznych marzeń ludzkości o wymianie doświadczeń z braćmi w rozumie. Obcość pozostanie więc - jak zawsze u Lema - nieprzenikalna, a ludzie owinięci na wieczność w swoje mitologie. Fiasko, ostatnia jak dotąd powieść Lema, gorzka miejscami i pesymistyczna, podsumowuje najistotniejsze wątki jego pisarstwa.

5.00 out of 5 based on 4 ratings4 user reviews.
Fiasko Reviewed by Wojciech Aniszewski on . Mój egzemplarz "Fiaska" znalazłem kiedyś na półce w pewnym opuszczonym domu. Była zima, czytywałem w autobusach, przy białej poświacie świetlówek, mając za oknem ciemność. Od pierwszych stron pochłonięty opisem ultra-polarnych, ginących w mroku zakątków metanowego Lasu Birnam, nie ocknąłem się z tego snu aż do ostatnich stron. Czytając wyglądałem przez okna pojazdu jakby w nadziei, że wśród czerni dostrzegę maszynę kroczącą, w której zaginął legendarny komandor Pirx. Patrząc w rozgwieżdzone niebo możemy ulec złudzeniu, iż Wszechświat jest pełen gwiazd - to dlatego, że nasz mózg pomija niewidoczny dla siebie dystans, który przekracza połączoną wyobraźnię wszystkich ludzi. Ziemia jednakże jest nieważką łupinką maku we wszechoceanie nicości. Tak samo statek, którym podróżują bohaterowie "Fiaska", mimo iż jest najszybciej poruszającym się obiektem w dziejach Ludzkości, i zawiera- poza pilotami, medykami, naukowcami i zakonnikiem - najdoskonalszy w jej dziejach superkomputer, jest niczym zarówno w obliczu otaczającego go ogromu, jak i wobec zadania, które czeka załogę. Wyzwanie to - kontakt międzycywilizacyjny - było zawsze dla Lema swoistym raison d' etre. I dopiero w tej właśnie, swojej ostatniej powieści "rozliczył" się z nim w sposób tak ostateczny i bezlitośnie logiczny, jak piękny. Dokonał przy tym nawet więcej - jego fabuła dała odpór banalizującemu emocje scjentystycznemu językowi, a sylwetki głównych postaci uderzają autentyzmem i brakiem entuzjastycznego patosu. Przede wszystkim jednak książka urzeka przejmującym klimatem samotności, jaką można odczuć tylko wobec kosmosu. I to zarówno jeśli chodzi o uczucia jednostki, jak i całego gatunku, poszukującego podobnych sobie z determinacją godną lepszej sprawy. Rating: 5 5
Arcydzieło Mistrza! Reviewed by Jan Justyna on . "Fiasko" czytałem już dość dawno, ale pamiętam dużo szczegółów, a przede wszystkim swoiście "lemowski" klimat tej powieści. To jakby ukoronowanie twórczości beletrystycznej Lema. Powieść imponuje ponadto szalonym rozmachem, zabiera nas - czytelników na spotkanie z nieznanym. Jednocześnie ta powieść jest dla mnie czymś w rodzaju apoteozy pewnego zdrowego pesymizmu, również nie obcego innym powieściom Autora, którego kulminacją jest ostatni akord powieści. Lem swoim zwyczajem w pewnym sensie sprowadza nas na ziemię i... chwała Mu za to! Rating: 5 5
Wszyscy jesteśmy Kwintanami Reviewed by reversed on . Czytając "Fiasko" w kilku miejscach zwątpiłem w Mistrza do tego stopnia, że musiało upłynąć kilka-kilkanaście dni, zanim nad irytacją górę brała ciekawość i znowu parłem dalej. Nie mogłem darować Mistrzowi uśmiercenia Pirxa. Owszem, jak na starego wygę próżni przystało i astrogatora, powinna była on go kiedyś w końcu pochłonąć. To byłaby chwalebna śmierć godna Zdobywcy Kosmosu. Jednakowoż dać się zwieść jak młodzik, jak chłystek, jak nie przymierzając zielony Kadet? Nie, nie i nie! Najpierw Pirx, potem Parvis (a już-już miałem nadzieję, że Mistrz przedstawia nam Pirxa następnej generacji...). Potem było gorzej, bo jakoś pozaciągle i nieliniowo. Fragmenty starych opowieści - istne deja-vu. Odszukałem i przewertowałem wtedy te "źródła" i zagniewałem. Czyżby Mistrz szedł w objętość? Szczęściem dalej forma wróciła i znowu poczułem smak dawnego Lema. Za najlepszą część uznaję to, co się działo w układzie słońca Kwinty. Tu też mignął co prawda fragment żywcem wzięty Białej Planety w układzie Proximy, ale jakby naturalnie wpasowany w rozwój wypadków. Dlaczego tak mi się podoba, to co wyczynialiśmy wokół Kwinty? Ano dlatego, bo jakbyśmy tam stawali naprzeciw siebie samych. Zdumieni tym, że ktoś/coś nie rozumie naszego dumnego "przybywamy w pokoju" czegoś nie potrafiliśmy dostrzec tam nad Kwintą. Nie mogliśmy pojąć tej przeciwfazy kontaktu, tej paranoidalnej nieufności i absurdalnie skrajnej podstępności. Skąd się to do licha wzięło Kwintan? Przecież chcemy dobrze. A może rzecz ma się prościej? A może Kwinta to Ziemia, a Kwintanie to Ludzie z sumą wszystkich swoich paranoi i strachów? A gdyby tak to nie ludzie Kwintan odwiedzali, tylko Kwintanie odwiedzili Ludzi? Poszłoby inaczej? Wierzę i ufam, że tak, że te koszmary mamy już za sobą - dziś. Kiedy jednak czytałem "Fiasko" (1987) wcale tak nie myślałem. Ta przemiana wcale mnie nie uspokaja, bo aż tak się nie zmieniliśmy. Wszyscy jesteśmy Kwintanami. Rating: 5 5
Fiasko Reviewed by ramachandran on . Lem po napisaniu „Fiaska“ zarzucił pisanie powieści, bo uznał, że taka forma wypowiedzi nie pozwala mu w pełni wyrażać swoich myśli. Echem tym zmagań autora z formą, w jaką chciał ująć swoje myśli, jest bez wątpienia wysoki poziom skomplikowania powieści zarówno językowego, bo obfituje w naukową, techniczną terminologię, jak i intelektualneego, bo na każdej stronie roi się wręcz od oryginalnych pomysłów i rozważań. Powieść Lema jest kwintesencją jego przewrotnego, diabelskiego umysłu. Tytuł zdradza nam zakończenie. Kontakt z obcą cywilizacją zakończy się niepowodzeniem. A jednak czytając ostatnie zdania powieści, pojawia się wielkie zaskoczenie. Ale to tylko pierwsza z przewrotnych sztuczek. Pierwszy Kontakt, czyli motyw przewodni całej literatury SF, spotkanie obcej cywilizacji zostaje w „Fiasku“ ukazane zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażamy. Nie zjawia się obca cywilizacja z potężną technologią przerastającą ludzką wielokrotnie, cywiliacja podobna do hord Czyngis-chana, która chce nas unicestwić. Lem robi psikusa i to my, ludzkość, jesteśmy panami sytuacji. Statek kosmiczny, na którym znajduje się typowa, lemowska załoga, złożona z mężczyzn różnych narodowości, mknie w odległe zakątki kosmosu, a jego rozmiary i zaawansowanie techniczne są wręcz niewyobrażalne. Właściwie ani na chwilę nie pojawia się lęk, że ta potężna maszyneria może zawieść. Więc Lem śmieje się z całego gatunku, stawia sprawę na głowie, nie my dostąpimy zaszczytu poznania wyższej cywilizacji, ale to my jesteśmy wysoko rozwiniętą cywlizacją najeźdźców. Długi lot statku kosmicznego i sama bezpośrednia obserwacja planety, na której żyją Obcy obfituje w niezliczone analizy statystyczne robione przez pokładowy komputer, komputer ostateczny, o maksymalnej mocy obliczeniowej, jaka może zaistnieć. Bezustanne roważanie różnych dróg rozwoju wypadków, opiera się na teorii gier i innych probabilistycznych rozumowaniach. Jest to przewrotna parodia wszelkich tego rodzaju rozumowań, tak skryta za naukowym i pseudonaukowych bełkotem, ża prawie niedostrzegalna. To co można odebrać, jako uczone rozważania, których pojąć nie umiemy jest właśnie tym, czym nam się jawi – bełkotem. W ten sposób Lem stawia pytanie o granice poznania, przewidywania przyszłości, a tym samym o sens swojej pracy i pracy wielu futurologów i pisarzy. Wskazuje na nieprzekraczalne bariery. Rzeczywistość jest zbyt złożona, abyśmy mogli ją przewidzieć, nawet mając do dyspozycji najpotężniejszy mogący zaistnieć komputer. Parodia ta przypomina film Kubricka "Dr Strangelove, czyli jak pokochałem bombę i przestałem się bać". Tam również obie strony starają się przewidywać przyszłość, kto na kogo i w jaki sposób zrzuci broń nuklearną i jak zapobiec odwetowi, albo jak przynajmniej zadać wielkie straty w odwecie. W obu przypadkach starania kończą się fiaskiem i rodzą paranoję. Gdy ludzka ekspedycja dociera do planety obcych nie znajduje się już na statku-matce, ale na mniejszym statku, który był transportowany na pokładzie większego. I co się okazuje? Że ten malutki statek, niczym szalupa ratunkowa w porównaniu z ogromnym parowcem, jest na tyle potężny, że może zniszczyć całą planetą, a tym samym cywilizację. Załoga, ludzie wybrani spośród miliardów, najlepsi z najlepszych, stają oko w oko z Innością. Sami są bezpieczni, kontolują sytuację, nigdzie nie muszą się spieszyć, mogą nie tylko prowadzić swoje obserwację, ale w razie niepowodzenia ludzkość może wysłać kolejną ekspedycję. Powoli zaczyna wydawać się, że kontakt musi być nawiązany, o ile nie pojawi się jakiś deus ex machina i nie zmieni układu sił. Ale nie pojawia się. Ludzie w obliczu czegoś niepojmowalnego, niemającego precedensu wpadaja w paranoję, niczym nieuzasadnioną, z której nie potrafią się wydostać. Kończy się to fiaskiem, jak wiadomo. Ale nie jest ono spowodowane odmiennymi systemami komunikacji, zupełną odmiennością Obcych, tak że jakakolwiek płaszczyzna porozumienia nie jest możliwa. Budzą się w załodze dawne, atawistyczne instynkty. Jak pisał Mrożek, wielki przyjaciel Lema, w "Weselu w atomicach" - Już i inne rakiety latać zaczęły, jeden tylko Bańbuła zachował przyzwoitość i konwencjonalnie rżnął nożem. Rozwój nauki i technologii nie zmienia nas, ludzi. Dalej jesteśmy tacy sami, jak 200 tys, lat temu kiedy powstał nasz gatunek. I właściwie w tych atawizmach tkwi przyczyna naszej klęski w kontakcie z innymi. Nasza słaba, ludzka natura zawsze da o sobie znać – jest to najbardziej pesymistyczne przesłanie książki Lema. Jeśli nie w kosmosie i w odniesieniu do obcej cywilizacji, to w odniesieniu do członka innej grupy społecznej, religijnej, etnicznej. Bo czy to różnice kulturowe i biologiczne uniemożliwiły kontakt? Czy Lem, tak dbający o realizm, dałby załodze mniej czasu na poznanie obcej cywilizacji, niż biolog ma na opisanie nowego gatunku ssaka? Pośpiech i niecierpliwość załogi jest w najwyższym stopniu nieracjonalna. I właśnie stąd osłupienie i szok na końcu, bo spodziewaliśmy się racjonalnego zakończenia. Rating: 5 5