UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

1 1 1 1 1 Rating 4.43 (81 Votes)

ImageCyberiada i Bajki robotów to zabawny melanż tradycyjnej baśni i literatury science fiction, z konstruktorami w roli czarowników i cudami, które są tam tylko niebywale rozwiniętą inżynierską sprawnością. Ale chciwi, okrutni, żądni władzy królowie przyszli już z naszej rzeczywistości. Tak samo jak pośród nas, żyją tam naiwni uzdrawiacze świata, którzy sądzą, że starczy jednego pomysłu, aby zbawić ludzkość. W państwach robotów nic z tego nie wychodzi; podobnie — powiada Lem — byłoby i u nas, bo zło, tak jak i (na szczęście) dobro, nie daje się ze świata wykorzenić. Dlatego też bajki będziemy sobie opowiadać zawsze.

5.00 out of 5 based on 9 ratings9 user reviews.
Przypadek Reviewed by Laureline on . Na jednym z wykładów rozmawialiśmy o przypadku. Prowadzący ów wykład profesor zapytał, czy możliwym jest aby na złomowisku w wyniku podmuchu wiatru powstał Boeing 787. Na sali zapanowała konsternacja. Zadowalającą odpowiedź na to pytanie można znaleźć właśnie w "Cyberiadzie", gdzie wyrzucony z rakiety pęknięty garnek jest przyczyną pojawienia się świadomości. Czysty przypadek. To prześmiewczy punkt widzenia na celowość stworzenia, którego podmiot wszystkie swoje cechy postrzega jako idealne, zdeterminowane w procesie ewolucji do tego, żeby przyjęły obecny kształt. Nic bardziej mylnego! Tak więc autor pod przykrywką humorystycznego opowiadania podkreśla, że jesteśmy jedynie wypadkową wielu czynników, której istnienia ani obecnej formy nie dało się z góry przewidzieć ("Bajka o trzech maszynach opowiadających króla Genialona"). Oczywiście powyższa kwestia jest tylko jedną z wielu poruszonych w książce, jednak nie sposób byłoby wymienić tu wszystkie. Przykładowo wspomnę jeszcze, że czytelnik dowie się z lektury na ile sposobów przedstawia się nieistnienie, co wcale nie jest tak jednoznaczne, jakby mogło się w pierwszej chwili wydawać ("Wyprawa trzecia, czyli smoki prawdopodobieństwa") oraz przeczyta o prawie serii, zgodnie z którym zjawiska mało prawdopodobne występują grupami ("Edukacja Cyfrania"). Przy czym "Cyberiadę" można odebrać na dwa sposoby. Po pierwsze można potraktować ją jako zbiór wesołych opowiadań, albo, wydaje mi się, zgodnie z zamierzeniem autora odczytywać je jako bajki z morałem, które pod płaszczykiem humoru przemycają wiele prawd o otaczającym nas świecie. W każdym razie gorąco polecam, spośród dzieł Lema "Cyberiada" to jedna z obowiązkowych pozycji do przeczytania. Rating: 5 5
Ostateczna granica Reviewed by Q on . Fantastykę naukową cechuje gigantyzm. Statek kosmiczny Enterprise zagina czasoprzestrzeń z silą zdolną wpędzić w kompleksy Augusta Mocnego. U Asimova i Lucasa ścierają się kosmiczne armady wielkich jak miasta statków. Sawyer każe swoim bohaterom uprawiać temporalną "żonglerkę" gwiazdami dla zatrzymania entropii Wszechświata. Van Vogt straszy potworem wielkim jak galaktyka. Wszystko to jest na swój sposób zajmujące jednak nie ma (poza ludycznym) szczególnego sensu. Co jednak się stanie gdy ktoś postanowi stworzyć coś gigantyczniejszego niż wszyscy wymienieni autorzy, a doda do tej gigantomanii sens? Odpowiedzi udziela "Cyberiada". Mamy tam robota-wielkoluda, z którego rozpadu narodził się nasz Wszechświat, mamy zapalanie gwiazd jako efekt hobbystycznej inżynierskiej działalności, mamy pierwowzór Terminatora T-1000 (obdarzony w dodatku większym pomyślunkiem), mamy najdziwniejsze planety i ich (maszynowych, lecz dziwnie ludzkich) mieszkańców. Nad tym wszystkim zaś unosi się złowrogi cień bladawców, prawie-demonów tego świata... ludzi. A zatem space opera ostateczna? Kosmiczna bajka ponad wszelkie kosmiczne bajki? Tak, jednak na tym baśniowym (raz potraktowanym b. pretekstowo, raz zaskakującym oryginalnością pomysłów) tle rozgrywają się historie dotykające najtrudniejszych dylematów (a może dyLEMatów?), zarówno tych odwiecznych, które ludzkość stawia sobie odkąd pierwsza małpa zlazła z drzewa, jak i tych, które zrodziły się na naszych oczach w obliczu postępu naukowo-technicznego. Można więc czytać "Cyberiadę" (z "Bajkami robotów", "Powtórką" etc.) dla ogromu jej wizji, można ją czytać, by po napawać się urodą lemowego stylu. Ale można i po to by poznać odpowiedź (brzmiącą często, że odpowiedzi... nie ma), na najtrudniejsze pytania. I zawsze świetnie się bawić. Rating: 5 5
Nobel dla Lema! Reviewed by NewTimes.pl on . Lata temu ostatni raz tak się uśmiałem - cały dzień krztusiłem się i płakałem ze śmiechu! Mimo, że (fragmentaryczną) przygodę z Lemem zacząłem już ok. 40 lat temu, to dopiero teraz zdarzyło mi się przeczytać Cyberiadę. Coś niesamowitego, nieprawdopodobnego! Tego się po Mistrzu nie spodziewałem! To prawdziwa Megabomba Atomowa sarkazmu, super-inteligencji, dowcipu! Nazwy własne są ko(s)miczne! I to wszystko w jednym utworze... G-e-n-i-a-l-n-e. I jaka głębia myśli. Tym się można delektować do końca życia. Nobel dla Lema! Koniecznie. Rating: 5 5
Cyberiada Reviewed by Zielony on . Cyberiada to bardzo dobra książka, śmieszna i z obrazkami. Bohaterami Cyberiady są dwa roboty, Trurl i Klapaucjusz. Trurl i Klapaucjusz zajmują się konstruowaniem rozmaitych rzeczy, ale do czego się nie wezmą, to zaraz spartolą. Najczęściej budują inne roboty, duże i małe, a jak robot zbuduje robota, to wiadomo, że nic mądrego z tego nie wyjdzie, co najwyżej kupa śmiechu. I dlatego książka jest bardzo śmieszna. Oprócz budowania robotów Trurl i Klapaucjusz podróżują do rozmaitych królów, którzy chcą ich zamordować. Ale Trurl i Klapaucjusz są cwani i nie dają się zamordować. Poza tym Trurl i Klapaucjusz od czasu do czasu budują smoki. Rozmaite, duże i małe. Te smoki też chcą ich zamordować albo przynajmniej zjeść. Jak nie mają nic lepszego do roboty, Trurl i Klapaucjusz zajmują się naprawianiem świata, to znaczy jego uszczęśliwianiem. I to wychodzi im najgorzej, bo nawet krowy nie potrafią uszczęśliwić, a co dopiero ludzi. Jedyne, co udało im się uszczęśliwić, to Kobyszczę, taki robot-kobyła. Ale ten robot był strasznie głupi, jeszcze głupszy niż maszyna, którą zbudowali wcześniej i która mówiła, że dwa razy dwa jest siedem. I która ich o mało nie zadeptała, tak była wielka i głupia. A Kobyszczę było jeszcze głupsze i tylko beczało ze szczęścia i zachwycało się sobą, a ile jest dwa razy dwa, też na pewno nie wiedziało. Z uszczęśliwiania świata wynikały same kłopoty, więc konstruktorzy dali sobie w końcu spokój i zajęli czym innym. Klapaucjusz został rektorem na uniwersytecie, a Trurl zajął się uprawianiem ogródka i wychowywaniem synka, którego sobie zrobił. To znaczy skręcił go sobie ze śrubek, takie robociątko. Do ogródka spadł kiedyś meteor, a razem z nim zamrożona orkiestra z innej planety. I to jest najmniej ciekawa część książki, nie wiadomo, o co w niej chodzi, i wszystko jest bardzo wydziwione i zupełnie nieśmieszne, w przeciwieństwie do reszty. W książce jest sporo mordobicia, a nawet wyrywania nóg, ale pokazane jest to w sposób umiarkowany i w miarę przyzwoity. Można powiedzieć, że sceny przemocy nie są zbyt drastyczne. W kilku miejscach książki mowa jest o seksie robotów, można też znaleźć kilka innych scen z podtekstem erotycznym, na przykład nakręcone dziewice. Dlatego nie polecam Cyberiady najmniejszym dzieciom, zwłaszcza mniejszym niż gimnazjaliści, którzy nie potrafią tych rzeczy należycie ocenić. Pewnym mankamentem Cyberiady jest duża liczba trudnych słów, co wynika z tego, że autor, pisząc o robotach, postanowił pisać uczonym językiem. Słowa takie, na przykład "wciórności", wymagają od czytelnika głębszego zastanowienia, jednak generalnie można się domyślić, o co chodzi, i nie stanowi to zasadniczego problemu, zwłaszcza dla wykształconego czytelnika. Ogólnie styl książki jest dość przystępny i czyta się ją dobrze, co ważne dlatego, że książka jest całkiem gruba. Stanisław Lem pisał ją ponad rok, ale czyta się dużo szybciej. Polecam Cyberiadę wszystkim pełnoletnim czytelnikom, zwłaszcza tym, którzy chcą poczytać coś śmiesznego i nie zawsze przyzwoitego o robotach i smokach. Rating: 5 5
Roboci trud Reviewed by Pyza Wędrowniczka on . Roboci trud Czym właściwie są „Bajki robotów” oraz – kontynuująca podjęte tam tematy – „Cyberiada”? Można by odpowiedzieć, że to po prostu przetworzenie części schematów z klasycznych baśni i eposów (wszak nazwa „Cyberiady” czytelnie odsyła nas do Homera) i na tym poprzestać. Wydaje się jednak, że oba zbiory historii wynikają tak naprawdę z korzeni dużo ciekawszych wewnątrz samej twórczości Lema i wewnątrz wczesnej kultury literackiej XX-wiecznej polszczyzny. Już Ijon Tichy w swoich „Dziennikach...” opisywał próbę rozeznania się w buncie makabrycznego Kalkulatora, noszącego wszystkie znamiona średniowiecznego tyrana; to na tej planecie wszyscy posługiwali się wskutek pewnych błędów odczytań dziwną, staropolską odmianą języka. Kto pamięta to opowiadanie wśród historii z „Bajek robotów” często poczuje się jak w domu: toż to elektrycerze, smoki żerujące na gwiazdach i nakręcane na kluczyk królewny, a wszystko opisane językiem przejętym z baśni, wystylizowanym na gawędę czy bylinę. Można na to spojrzeć jeszcze inaczej: jak na zapętlony, prześwietlony ironią manifest futurystyczny. Mamy w końcu maszynę: roboty, bohaterów jak „Bajek...”, tak i „Cyberiady”, to ona jest w środku każdej historii, o niej się głównie pisze, opiewa się nowoczesność, używając środków, po jakie futuryści – czy szerzej awangarda, z którą Lem wśród swoich lektur zetknąć się stykał – sięgali często i chętnie. Wtedy język obu zbiorów odsłania przed nami swoje drugie oblicze: zanurzonego w awangardowym cieście, przenicowanego i przefiltrowanego przez Lemowską stylistykę, ale gdzieś korzeniami dotykającego podobnych chwytów, poruszającego te same motywy. A jednak przecież nie zawsze maszyna jest tu w centrum zachwytu, powiemy. Oczywiście, ale też i dlatego, że to maszyna – chyba, że w tle pojawi się mityczny bladawiec, kolejny przedstawiciel rasy ludzkiej u Lema, którym nie bardzo mamy się czym chwalić – jest tutaj i bohaterem pozytywnym i zupełnie nie. Wystarczy wspomnieć głupią maszynę liczącą Trurla, złośliwego przyjaciela Automateusza albo licznych tyranów planetarnych, gnębiących swych robocich poddanych. Z tej konwencji baśni, o której wspominałam, wyrywa nas zakończenie „Bajek...”, gdzie pojawiają się dwaj konstruktorzy, Trurl i Klapaucjusz. O ich czynach można by napisać epos – ale „Cyberiada”, osią której stają się ich dalsze przygody, jest eposem nieco jednak prześmiewczym. Tutaj możemy się dopatrywać dalszego obnażania „maszynowej” strony robocich fantazji. Bo rozrastający się z czasem zbiór opowiadań w swoich ostatnich historiach zbliża się do ponurych diagnoz społecznych Lema, podanych w formie przypominającej tę znaną z „Pamiętnika znalezionego w wannie”, a w treści tego, co możemy kojarzyć z późniejszych przygód Ijona Tichego. Trurl i Klapaucjusz zatrzymują się bowiem w swoich genialnych wynalazkach, są raczej zadowoleni z pozycji, jaką osiągnęli, a po radę muszą udawać się do śniącego sen wieczny dawnego nauczyciela. Czy zatem ich wszystkie świetne pomysły – spośród których wiele, co sami jako czytelnicy widzieliśmy, było katastrofami – nie były aby tylko zręczną hohsztaplerką? Wracając do intuicji odnoszącej się do związków języka „Bajek...” i części „Cyberiady” z awangardą: przecież też często oskarżanej o podrabianie, wyśmiewanie i udawanie geniuszu? Zarówno w „Cyberiadzie”, jak i „Bajkach...” znajdziemy grę z klasycznymi motywami: mamy rycerzy, wyprawy za góry, za lasy, walki ze smokami i piękne, a przynajmniej majętne, księżniczki. Mamy jednak także zupełnie nie zakrytą poważną refleksję nad tym, czy to nie aby człowiek jest tym, kogo powinniśmy się bać w konfrontacji człowiek-maszyna? A nawet: człowiek-sztuczna inteligencja? Zręcznie odwraca tu Lem zwykły wynik takiego starcia, apokaliptycznego zwykle w swojej wymowie: to człowiek jest tutaj podstępny, ma niszczycielskie zapędy, często nawet nie do końca świadomie (jak pokazuje bajka „Biała śmierć”). Nakłada się to na tak częstą u Lema próbę napisania o Kontakcie z Obcym: czy to w ogóle możliwe? Nie tylko dlatego, że Obcy może nie chcieć tego kontaktu (jak roboty), ale także dlatego, że nić porozumienia oparta na jakimś między nami a nimi podobieństwie zwyczajnie może nie być możliwa. Lem gra jednak nie tylko z literaturą – czy baśniową, czy awangardową. Odnajdziemy w „Cyberiadzie” aluzje do prac Tadeusza Kotarbińskiego („Kobyszczę”) i rozpracowywanie krok po kroku niektórych pomysłów filozoficznych ze szkoły lwowsko-warszawskiej. Zwłaszcza obrywa się idei spolegliwego opiekuństwa, która okazuje się być na dłuższą metę mrzonką – i to często bardziej szkodliwą, niż się wydaje. Piękne idee bowiem, przeniesione ze skali mikro na skalę makro, mają często w robocich światach Lema opłakane skutki. Rating: 5 5