UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

I miejsce: 79 głosów / suma: 390

książka: Filozofia przypadku

Powiadał Lem, że jeśli kto wszedłby w posiadanie jakiej tajemnicy, a chciałby prawdę ową przed innymi ukryć, to nie szyfrów powinien użyć, nie sejfów pancernych czy innych tajemnych skrytek. Powinien wyłożyć wszystko jasno i przystępnie, a tylko opublikować rzecz pod szyldem science-fiction.

I podobne wrażenia nasuwają się po lekturze "Filozofii przypadku". Jeśli chcecie szargać świętości, deptać uznane normy, drwić na całego i bez skrupułów, a przy tym ujść chcecie bezkarnie, wystarczy, że ogłosicie rzecz w dziele o tysiącu stron, napisanym językiem hermetycznym i zawiłym, gdzie te bezeceństwa swoje ubierzecie w terminy fachowe i trudne, powyrywane z najrozmaitszych dziedzin, których w całości żaden normalny człowiek nie pojmie. A wtedy hulaj dusza... 
 
Możecie więc ogłosić, że Hamlet był koniem, że Oleńka Billewiczówna miała krzywe nogi i przepuklinę, zaś na starość kompletnie wyłysiała, że twórczość Tomasza Manna wprost zależy od stałej Boltzmanna, że Roman Ingarden jąkał się przy czytaniu i nie chodził do spowiedzi (!), że Dostojewski pisał powieści o smokach i tylko carskiej cenzurze zawdzięczamy obecną postać jego dzieł - i tak dalej, w książce aż roi się od tego typu tez, gdzie Autor igra sobie z nieświadomym niczego czytelnikiem. 
 
Więc możecie to wszystko powiedzieć i włos wam z głowy nie spadnie! I żaden znawca, żaden recenzent nie przejrzy waszych zamiarów, zwróci uwagę najwyżej na jakąś błahostkę, szczegół nieistotny - a wy mu przytakniecie, w duchu pokładając się ze śmiechu... To jest dopiero mistrzostwo!