UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

Spis treści

Oto dlaczego film stał się sztuką, tworzoną przez nielicznych reżyserów (można ich policzyć na palcach jednej ręki). Sfilmować dzieło literackie — to znaczy po prostu umieć opowiedzieć widzowi osobistą wersję pierwowzoru. Praca w gatunku SF, szczególnie jeśli dotyczy przyszłości, wymaga znacznej finezji, rzetelności. Stanisław Lem jest pisarzem fantastyczno-naukowym wielkiej klasy. Wiedzą o tym czytelnicy "Solaris", "Edenu", "Powrotu z gwiazd". W "Edenie" uczestnicy wyprawy na obcą planetę stykają się z rzeczywistością, której zasad rozwoju nie mogą zrozumieć: jej materialne przejawy wymykają się obserwacji jak zapomniane myśli. Krążą w powietrzu widziane gołym okiem, ale pojąć ich nie można. Bardzo konkretna, przejmująca sytuacja. Lem wyraził ją z wielkim mistrzostwem, szczegółowo opisał wszystko z czym stykają się członkowie wyprawy. Najdokładniej opisał wypadki, których znaczenia nie można zrozumieć. To samo w "Powrocie z gwiazd". Bohater wraca z wyprawy na inne galaktyki. W związku z różnicą czasów na ziemi i w przestrzeni kosmicznej, życie na ziemi przesunęło się o kilka pokoleń. Kosmonauta wędruje po mieście i nie może niczego pojąć. Lem znakomicie opisuje wszystkie drobiazgi, z którymi bohater się styka. A czytelnik, nie nudząc się, nic nie pojmuje wraz z nim. Te momenty, naznaczone szczególną emocją, stanowią dla mnie kwintesencję wewnętrznego doświadczenia autora, zwróconego ku przyszłości.

Dlaczego we wszystkich filmach fantastyczno-naukowych, które widziałem, autorzy zmuszają widza, do oglądania materialnych szczegółów przyszłości? Dlaczego, jak np. Stanley Kubrick, nazywają swoje filmy proroczymi? Nie mówię już, że dla specjalistów "Rok 2001: Odyseja kosmiczna" to w wielu miejscach blaga, a w dziele sztuki blaga nie powinna mieć miejsca. Chciałbym tak sfilmować "Solaris", żeby u widza nie powstało wrażenie egzotyki. Oczywiście egzotyki technicznej. Dla przykładu: jeśli filmować wsiadanie pasażerów do tramwaju, o którym załóżmy — nic nie wiemy, bo nigdy go nie widzieliśmy, to otrzymamy efekt podobny do tego jaki powstał u Kubricka w epizodzie lądowania statku kosmicznego na księżycu. Jeżeli więc, innymi słowy, scenerię kosmiczną będziemy filmować jak tramwajowy przystanek we współczesnym filmie, to wszystko będzie w porządku. Chodzi więc o to, by postacie bohaterów umieszczać w realnej, a nie w egzotycznej scenerii, tylko bowiem ta pierwsza poprzez percepcję jej przez bohaterów filmu będzie zrozumiała i dla widza. Dlatego szczegółowe pokazywanie technologicznych procesów przyszłości obala emocjonalny fundament filmu. Przypomina to zamykanie artystycznej wizji w martwym schemacie, pretendującym do prawdy, której nie ma i być nie może. Malarstwo — to malarstwo, a film — to film. W każdym razie należy oddzielić ziarno od plewy i nie zajmować się komiksami. Kiedy film uwolni się od władzy pieniądza, kiedy artysta wynajdzie doskonalszy sposób utrwalania rzeczywistości, dopiero wtedy kino stanie się sztuką pierwszą, a jego muza — królową wszystkich muz.

ANDRZEJ  TARKOWSKI