UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

1 1 1 1 1 Rating 1.00 (1 Vote)

Prawie pół wieku temu niemiecki filozof Arnold Gehlen skonstatował pewien szczególny fakt. Napisał:

Zaszło coś, czego niemal nie zauważono, a co przecież jest niezwykłe: oto z filozofii wypędzono racjonalność, dla której filozofia była azylem przez dwa tysiące lat. Być może racjonalność dzisiaj przeniknęła w sam proces przemysłowy albo powędrowała do kilku pisarzy.1

Dwie dekady wcześniej francuski prozaik z filozoficznymi ambicjami, laureat Nagrody Nobla Albert Camus odnotował fakt inny. Ujął go tak:

Dawni filozofowie (i słusznie) znacznie więcej myśleli, niż czytali. Dlatego trzymali się tak ściśle konkretu. Druk to zmienił. Czyta się więcej, niż myśli. Nie mamy filozofów, tylko komentatorów. (...) nadszedł wiek profesorów filozofii, którzy zajmują się filozofami. Postawa skromna i bezsilna zarazem. Myśliciel, który rozpocząłby książkę od słów: "Rozważmy rzeczy u początku", wystawiłby się na kpiny. (...) A jednak...2

A jednak, chciałoby się dokończyć, mamy Lema, z którego kpić trudno, nie chcąc samemu się ośmieszyć. A ten "rozważa rzeczy u początku". Ponadto, co zgodne z pierwszą konstatacją, myśl tego szczególnego literata, który był świadkiem procesu przemysłowego, charakteryzuje się rzadką dziś niepodatnością na bzdurę, czyli racjonalnością.

Stanisław Lem rozpoczął swą twórczą działalność mniej więcej w czasie, w którym tworzyli Gehlen i Camus. Od tamtej pory notujemy w światowej filozofii fakt jej instytucjonalnej eksplozji, ale również jej narastającej ideowej pustki. Mimo dziesiątków tysięcy filozoficznych profesur w drugiej połowie XX w. nie narodziła się myśl nowa i na miarę tej Wittgensteina, Poppera, Heideggera czy Freuda. Tym bardziej na uwagę zasługuje fakt, że światowy rozgłos zyskał w tym czasie polski pisarz. Przybył spoza uniwersytetu i spoza wszelkich gremiów nadających ton epoce, przynosząc myśl własną. To ona w istocie utwierdziła jego renomę, tak jak jego beletrystyczna wyobraźnia - dziś już nie tak popularna - ją wszczęła. Po gigantach w rodzaju Arystotelesa czy Wittgensteina w filozofii zwykle przychodzi ktoś skromniejszy, co nie znaczy, że nie genialny.

Filozofia Lema, chociaż zawarta w pismach, nie była dotychczas i nadal nie jest w całości widoczna. Krystalizuje dopiero na naszych oczach - w analogiczny sposób, w jaki przez wieki wynurzały się z manuskryptów inne systemy myślowe. Zgadza się to z ideą Filozofii przypadku, gdzie zostało powiedziane:

nowe dzieło "nie jest nim od razu", ale się nim dopiero, w obcowaniu z czytelnikami, staje.3

Dodalibyśmy, już nie słowami Lema, ale Poppera, że aby tak stać się mogło, dzieło musi być "księgą samą w sobie": "potencjalność bycia zrozumianym (...) czyni (bowiem - P.O.) z przedmiotu książkę"4. Zgodnie z wyżej przytoczonym, kontur doktryny wyłonił się już z czterdziestu milionów książek Lema, które przeczytał świat.

 System filozoficzny Lema stoi na jego esejach, felietonach, wywiadach i listach, a odbija się w beletrystyce. Bliski jest swym rozmachem teoretycznym, głębią i naoczną wizją systemom starożytnym. Dobrym tytułem dla całej spuścizny pisarskiej autora Summy byłby szyld, skądinąd dobrze znany: "O naturze wszechrzeczy". Trudno wskazać drugiego współczesnego autora, którego myśl obejmowałaby taki ogrom spraw rozmaitych, w dodatku samych ważnych, i obracała je w koherentną całość, wbrew jego słowom, że "nie umie (..) scalić tych krwawych kawałków, na jakie rozpada się świat".

Trudno tym bardziej, że jak mówi ów polihistor, filozofia jest jedyną dziedziną wiedzy, w której można się obejść bez komputerów.
Żadna książka Lema nie jest filozoficznie samodzielna. (Nie jest ani Golem XIV, ani pierwszy rozdział Dialogów, ani powieść Głos Pana - czyli najbardziej dyskursywne z jego literackich prac, albo najbardziej literackie z dyskursywnych, jak platońska Uczta). Dopiero one wszystkie wraz z rozproszonymi wypowiedziami tworzą samoistne i systemowe dzieło. Błędem jest więc poddawać te utwory merytorycznej analizie w oderwaniu od reszty (na przykład same Dialogi czy Summę). Pojedynczo stanowią one tylko pewne widoki świata, osobno wieloznaczne i mylące jak jedno ujęcie Giewontu (choćby z Kopy Kondrackiej).

Do tego, czym dwa tysiące lat temu był poemat De rerum natura, dziś aspirować mógłby ze względu na niebotyczny rozrost wiedzy utwór - powiedzmy - stukrotnie obszerniejszy. Nikt nie byłby tylko w stanie napisać takiego eposu, nawet batalion poetów. Powstał za to jego odpowiednik: artystyczno-dyskursywny konglomerat. Ale czyż dzieło Lukrecjusza w istocie nie jest tego samego rodzaju? Tym, co je faktycznie spaja, jest duch systemu, nie jakakolwiek inna jednolitość. Podobnie u Lema, który jest także poetą.

Są te dwa myślowe systemy - lukrecjanizm i neolukrecjanizm - jak dla oka dwie fotografie z jednego negatywu, różniące się tylko skalą. U Lema panorama jest rozległejsza i niesie więcej szczegółów, choć pojawia się w niej efekt ziarna (stąd tajemniczość rzeczywistości). Widok lukrecjański jest bardziej naoczny, bo lity (a tajemniczość tkwi w braku detali). Ich filozoficzna treść pozostaje ta sama. Logik powiedziałby: w swym rdzeniu są izomorficzne. (Zasadnicze pojęcia lukrecjanizmu mają swoje ścisłe odpowiedniki neolukrecjańskie, i na odwrót, a wszystkie twierdzenia z ich głównego podzbioru w systemie Lukrecjusza dają się przekształcić w takież tezy Lema, i odwrotnie). Można by na koniec dodać, że to dzięki Lemowi starożytny atomizm - reprezentowany przez trójcę Demokryt, Epikur, Lukrecjusz - staje się dziś faktycznie jedną z najpotężniejszych metafizycznych wizji świata w całych dziejach (obok platońskiej, arystotelesowskiej, augustyńskiej i leibnizjańskiej). Jedyną spośród nich, której dotąd nie zasymilowało chrześcijaństwo, ale która nie wyklucza zupełnie koegzystencji. Nie wyklucza jej zwłaszcza antropologia i aksjologia Lema, zogniskowane na dziecięco-starczym pytaniu: "A po co są ludzie?". Także jego metafizyka ogólna, mimo składanych deklaracji, nie zaprzecza istnieniu Wyższej Inteligencji. Bywało nawet, że mówił to jako agnostyk (z zastrzeżeniem, że Opatrzność - jak u Leibniza - nie może w świecie niczego zmienić). W Kosmosie Lema przejawiają się autonomiczne wartości (życie i twórczość autora dobitnie świadczą o tym, że tak myślał). Nie można tego jednak nijak wykazać, gdyż Kosmos jest materią.

Paradoksalnie postać i twórczość Stanisława Lema mogłaby być zwornikiem łączącym Polaków poprzez to, że niemal dla wszystkich pozostaje on jakoś obcy, a jest i wielki, i polski. Przecież - jak sam mówił - "ani stosunek do katolicyzmu, ani stosunek do marksizmu nie może stanowić o randze myśliciela", jak nie stanowi w przypadku Lukrecjusza. Jeden z naszych sąsiadów, który pragnąłby Lema włączyć do wspólnoty ukraińskiej, bo szczerze go nam zazdrości, powiada z podziwem:

dziennikarze pielgrzymowali do niego jak do Jasnej Polany Tołstoja.

Prawdą jest, że nasz rodak udzielał setek wywiadów w kraju i na świecie, choć raczej nigdy i nigdzie dobrze go nie rozumiano. Ignorowano jego najogólniejsze i najoryginalniejsze tezy ontologiczne, antropologiczne czy aksjologiczne. Magnetyzm tej osobowości był jednak faktem, gdyż biła od Lema, jak od Tołstoja, apologia człowieczeństwa. Przeciwstawiał ją zwłaszcza współczesnemu zalewowi bałwochwalstwa - libertynizmu i lewactwa, oraz fundamentalizmu, mogących szybko obrócić się w totalizm. Wolno domniemywać, iż czas filozofii Lema nadejdzie. I że ma ona szansę się ostać, okazując się może nawet duchowym sednem naszej epoki - jak epikureizm i stoicyzm w okresie hellenizmu czy w czasach rzymskich. Pięknie wyraził takie wskrzeszenie Cyprian Kamil Norwid:

Więc mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie,
Gdzie? kiedy? w jakim sensie i obliczu?
Bo grób Twój jeszcze odemkną powtórnie,
Inaczej będą głosić Twe zasługi
I łez wylanych dziś będą się wstydzić,
A lać ci będą łzy potęgi drugiej
Ci, co człowiekiem nie mogli Cię widzieć...

 


1 A. Gehlen, Wkrggu antropologii i psychologii społecznej, tł. K. Krzemieniowa. Warszawa 2001, s. 117-118.
2 A. Camus, Eseje, dz. cyt., s. 506-507.
3 S. Lem, Filozofia przypadku, wyd. III. Kraków 1988,1.1, s. 26.
4 K.R. Popper, Wiedza obiektywna, dz. cyt., s. 162.