UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

1 1 1 1 1 Rating 0.00 (0 Votes)

Wprowadzenie

Zacznijmy od skonstatowania pewnego truizmu – Polska nie jest potęgą filozoficzną. Nie mamy gruntownie ukształtowanej tradycji filozoficznej. Na przestrzeni stuleci polskie ziemie zrodziły kilkunastu myślicieli, których można byłoby mianować geniuszami filozoficznymi. Mamy oczywiście Romana Ingardena, słynnych logików ze Szkoły Lwowsko-Warszawskiej z Tarskim na czele, mamy Kołakowskiego i Baumana etc. Mały Panteon polskich gwiazd filozofii o światowym formacie z pewnością uzbierałby się. Ale nie ulega wątpliwości, że jest on mały. Zdecydowana większość polskich myślicieli zamyka się w kręgu twórczej, lecz historycznie ukierunkowanej eseistyki. Tylko nieliczni ulegli chęci konstruowania całościowych, indywidualnych systemów myśli.

Okazuje się jednak, że twórcze, w pełni autonomiczne myślenie nie wystarcza, żeby zostać wybitnym filozofem, paradoksalnie, nawet jeśli się nim było. I nawet nie chodzi już o międzynarodową famę, ale o nasze skromne, polskie uznanie. Stanisław Lem, bo o niego będzie toczył się nasz intelektualny bój, jest oczywiście postacią o światowej renomie. Jego książki były przetłumaczone na dziesiątki języków i sprzedawały się w milionowych nakładach. Jest więc jednym z najwybitniejszych i najsłynniejszych polskich pisarzy. Problem jednak w tym, że jest on jednocześnie jednym z najwybitniejszych, acz niedocenionych polskich myślicieli, bo nie możemy powiedzieć, że zapomnianych.

Twórczość Stanisława Lema jest ewidentnie dwutorowa; dzieli się na piśmiennictwo literackie i eseistyczne. Pierwsza część jego intelektualnej pracy jest bez wątpienia należycie poważana, co trafnie wyrażają słowa innego pisarza science fiction, Marka Oramusa: „Można powiedzieć, że wówczas – w latach 70. i 80. – wszyscy znajdowaliśmy się w cieniu Lema, nie sposób było go pominąć, bo górował nad horyzontem jak gigantyczny posąg. To, co pisaliśmy, powstało w dużej mierze z Lema i ze sprzeciwu wobec Lema, zawsze był on dla nas punktem odniesienia”1. Później, znaczy w latach 90., Lem postanowił poświęcić się eseistyce i już na zawsze wziął rozbrat z beletrystyką. Decyzja ta nie wpłynęła zasadniczo na jego pozycję – pozostał do końca klasykiem literatury fantastycznonaukowej. Jednakże na taki sam status nie mógł liczyć w naukach humanistycznych, choć i tam mógłby być drogowskazem dla rodzących się idei, punktem odniesienia dla prądów myślowych, a nawet mistrzem dla swoich uczniów. Ale tak się nie stało. Eseistyka Lema była szanowana, zauważana, ale nie była żadną inspiracją dla rówieśników, czy nowych pokoleń badaczy. Ten fakt jest doprawdy zadziwiający, zważywszy, że nasz filozoficzny Panteon jest dość skromny, że mamy ubogą tradycję filozoficzną (a może właśnie dlatego?).

„Osobiście najwięcej satysfakcji sprawia mi pozaliteracki tor mojej twórczości” – stwierdzał Lem w rozmowie z Oramusem2. Tej samej satysfakcji publiczność polska najwyraźniej nie odczuwała. Druga część jego dzieła nie była przyjmowana z należytą powagą. Oczywiście wszyscy wiemy, że Lem był filozofem, że był wielkim myślicielem. Jednak taka prosta konstatacja nie jest żadnym uznaniem. Nie wystarczy kogoś mianować w encyklopedii filozofem, by w pełni docenić jego twórczość. Poza takim ogólnym klasyfikowaniem nic tak naprawdę interesującego się nie działo. Jego koncepcje nie wzbudzały wielkich dyskusji, nie prowokowały do poważnych debat. Innymi słowy, eseistyczna twórczość nie doczekała się pozytywnej recepcji na ziemiach polskich, a przynajmniej nie była ona na tyle silna, żeby wprowadzić Lema do tradycji polskich nauk humanistycznych, czy po prostu filozoficznych. Przede wszystkim nie ma żadnej kontynuacji jego myśli. Nie powstał żaden ośrodek naukowy, który zająłby się pielęgnowaniem jego idei, nie ma też zwartej grupy badaczy, którzy pracowaliby zgodnie z postulatami Lema. Jego koncepcje nie znalazły swojego miejsca w historii filozofii polskiej, nie wspominając nawet światowej. Jego myśli nie znajdują się w podręcznikach naukowych, nie są programowo nauczane i powszechnie znane, nie są nawet rozpowszechniane na uniwersytetach. Najkrócej rzecz ujmując, filozoficzne dzieła Lema nie weszły do kanonu polskiej myśli.

Na szczęście sytuacja powoli się zmienia. Eseistyka Lema jest coraz częściej omawiana i opisywana. Może nie jest jeszcze tak, że Lem zostaje powszechnie uznanym filozofem, ale coraz więcej badaczy odkrywa bogactwo jego myśli. Już nie tylko w Niemczech doktoryzuje się z Lema, ale i w Polsce. „Jeśli ktoś w Niemczech, czy w Kanadzie doktoryzuje się, albo habilituje z filozofii Lema, to znaczy, że jeszcze nie wszystko przegrane. Non omnis moriar – nie umrę cały – bo coś tam zawsze zostanie”3 – stwierdza Lem w rozmowie z Oramusem. I w Polsce nie wszystko jest jeszcze przegrane. (...)

W ten nurt wpisuje się niniejsza praca (a przynajmniej ku temu aspiruje); w całości więc będzie poświęcona jego twórczości asertorycznej. Mało tego, ostentacyjnie zostanie „zapomniane” jego piśmiennictwo literackie. Zastosujemy więc pewien zabieg, który można opisać, używając paraleli wziętej wprost od niemieckiego neokantysty, przedstawiciela fikcjonalizmu, Hansa Vaihingera. Jego Filozofia Jak Gdyby (Die Philosophie des Als Ob) nawołuje do postępowania, jak gdyby fikcje istniały. Parafrazując tę maksymę, będziemy postępować tak, jak gdyby Lem w ogóle nie był pisarzem, a tylko i wyłącznie myślicielem. A więc nie znajdziemy w naszej pracy żadnych nowych interpretacji jego twórczości literackiej. Jest to praca in toto poświęcona eseistyce Lema, a dokładniej mówiąc, tej części, w której występuje on w roli literaturoznawcy. Taki zabieg wydaje się konieczny ze względów „wizerunkowych”. Praca ma na celu zaprezentowanie Stanisława Lema jako w pełni profesjonalnego teoretyka, krytyka oraz badacza literatury. Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się nie odwoływać w ogóle do jego tekstów literackich. Po pierwsze, twórczość ta cały czas „ciąży” na jego wizerunku społecznym, jest jego „kulą u nogi”. (...)

Po drugie, konstruowanie programu badań nad literaturą jako taką jest usytuowane na całkiem innym poziomie niż pisanie i interpretowanie konkretnej fabuły. W końcu czym innym jest interpretowanie literatury, a czym innym wypowiadanie asertywnych twierdzeń o jej naturze, jej funkcjach, jej znaczeniu etc. Chcemy więc zaprezentować Lema jako profesjonalnego badacza, który konstytuuje własny system teoretycznoliteracki, a nie jako twórcę fantastyki naukowej, który próbuje uargumentować teoretycznie własną twórczość. Chcemy przede wszystkim dotknąć uniwersalnego wymiaru jego teorii. Mamy przy tym nadzieję przyczyniać się do zmiany powszechnego wizerunku naszego myśliciela oraz poszerzać recepcję jego dzieła.

1M. Oramus, Bogowie Lema, Warszawa 2006, s. 15.

2Tamże, s. 36.

3Tamże, s. 38.