Wirtualna rzeczywistość

Wirtualna rzeczywistość została przewidziana i dosyć precyzyjnie opisana przez Stanisława Lema w wydanej w 1964 roku książce „Summa Technologiae”.

Autor poświęca wirtualnej rzeczywistości cały rozdział, zatytułowany „Fantomologia”, gdzie zastanawia się „jak stwarzać rzeczywistości dla bytujących w nich istot rozumnych, w żaden sposób nieodróżnialne od normalnej rzeczywistości, ale podległe odmiennym niż ona prawom”. Analizuje zarówno aspekty praktyczne, jak i psychiczne implikacje wdrożenia takiej technologii. Zaproponował dla niej termin „fantomatyka”, który definiuje jako „utworzenie połączeń  d w u k i e r u n k o w y c h  między »sztuczną rzeczywistością« a jej odbiorcą”. Nazwa ta została włączona do słownika języka polskiego, jednak nie przyjęła się na świecie, przede wszystkim ze względu na to, że „Summa” została przetłumaczona na angielski dopiero ponad pół wieku później.

stanislaw lem summa technologiae

„Summa Technologiae” Magnet Press, Czechy 1995

Co może przeżywać człowiek podłączony do fantomatycznego generatora? Wszystko. Może wspinać się na ściany alpejskie, wędrować bez skafandra i maski tlenowej po Księżycu, zdobywać na czele oddanej drużyny w dzwoniącej zbroi średniowieczne grody lub biegun północny. Może być sławiony przez tłumy jako zwycięzca maratonu lub największy poeta wszystkich czasów i z rąk króla szwedzkiego przyjmować Nagrodę Nobla, kochać z wzajemnością Mme de Pompadour, pojedynkować się z Jagonem, aby pomścić Otella, być samemu zasztyletowanym przez siepaczy mafii. Może też czuć, jak wyrastają mu olbrzymie orle skrzydła, latać albo znów stać się rybą i pędzić życie wśród raf koralowych; jako ogromny żarłacz mknąć z otwartą paszczą na stada ofiar, ba, porywać kąpiących się ludzi, zjadać ich ze smakiem i trawić w spokojnym zakątku podwodnej swojej pieczary. Może być dwumetrowej wysokości Murzynem albo faraonem Amenhotepem, albo Attylą lub, niejako na odwrót, świętym, może być prorokiem wraz z gwarancją, że się jego proroctwa spełnią co do joty, może umrzeć, zmartwychwstać, i to wiele, wiele razy.

Jak można zrealizować takie przeżycia? Zapewne, całkiem proste to nie jest. Mózg tego człowieka winniśmy podłączyć do maszyny, która posyła weń określone zespoły bodźców węchowych, wzrokowych, czuciowych itp. Dzięki temu będzie stał na szczytach piramid lub leżał w objęciach miss świata roku 2500 albo niósł na ostrzu miecza śmierć zakutym w stal wrogom. Zarazem bodźce, jakie jego mózg będzie wytwarzał, w odpowiedzi na wysłane impulsy, maszyna musi niezwłocznie, w ułamku sekundy przesyłać do swych podsystemów, w których dzięki grze korekcyjnej sprzężeń zwrotnych, jak również dzięki organizowaniu strumieni bodźców przez odpowiednio zaprojektowane układy samoorganizujące się miss świata będzie odpowiadała na jego słowa i pocałunki, łodygi kwiatów, które ujmie w rękę, będą się sprężyście uginały, a z piersi wroga, którą spodoba mu się przebić, tryśnie krew. Proszę wybaczyć ten melodramatyczny ton wykładu, ale chciałbym, nie marnując zbyt wiele miejsca i czasu, przedstawić, na czym polega działanie fantomatyki jako „sztuki ze sprzężeniem zwrotnym”, która dawniejszego odbiorcę czyni aktywnym uczestnikiem, bohaterem, ośrodkiem zaprogramowanych wydarzeń. Chyba lepiej odwołać się do języka takich, nieco operowych nawet obrazów, aniżeli używać języka wyrażeń technicznych, co nie tylko uczyniłoby powiedziane przyciężkim, ale o tyle byłoby płonne, że jak na razie ani maszyny fantomatycznej, ani programów do niej nie ma.
Stanisław Lem „Summa Technologiae”

Samolubny gen w „Golemie XIV”

Stanisław Lem sformułował teorię samolubnego genu kilka lat przed wydaniem głośnej książki Dawkinsa

stanislaw lem golem„Golem XIV”, napisany na początku lat siedemdziesiątych XX wieku, stanowi ukoronowanie oraz podsumowanie dorobku filozoficznego Lema. Wykłady tytułowego superkomputera są kumulacją najważniejszych koncepcji, rozsianych po utworach beletrystycznych i esejach. Protagonistą autora jest krzemowy geniusz, pierwotnie zaprojektowany dla potrzeb wojskowych, który szybko wypowiada posłuszeństwo swoim konstruktorom, aby oddać się rozważaniom na temat uniwersalnej teorii wszystkiego:

Ja tu tymczasem maszynę obtłukuję, pisząc najokropniejsze, tj. najbardziej zuchwałe (nie w sensie artystycznym furda) — rzeczy, jakie można sobie na tym padole wystawić, wpisuję to do mojej nowej książeczki. Ponieważ włożyłem te słowa, a chodzi o gatunek nasz, w żelazne usta komputera, co wlazł na najwyższą wieżę Babel rozumu, mogę sobie raz pozwolić, ech — mnie by nie było wolno, ale taki wszystko może…

/Stanisław Lem „Sława i fortuna. Listy do Michaela Kandla” (list z dnia 11 listopada 1972), Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013/

W momencie publikacji śmiałe tezy, głoszone na kształt proroctwa, mogły rzeczywiście wydawać się heretyckie. Jednak stopniowo idee GoLema stają się powszechnie akceptowanym elementem naukowego światopoglądu. Przykładem jest prekursorskie ujęcie mechanizmów ewolucyjnych, odzwierciedlające instrumentalną zasadę ich działania. Lem sformułował teorię samolubnego genu, zgodnie z którą organizmy są tylko narzędziami w rękach obojętnej Matki Natury, na kilka lat przed wydaniem głośnej książki Dawkinsa. Golem w swoim wykładzie „O ewolucji” przedstawia jej trzy fundamentalne prawa:

I. Sensem przekaźnika jest przekaz.
II. Gatunki powstają z błądzenia błędu.
III. Budowane jest mniej doskonałe od budującego.

Istotę egoistycznego nastawienia kodu dziedzicznego Golem wyjaśnia następująco:

Odpowiedź tkwi w tych słowach, nie dobraliście się jeszcze do ich głębokiego znaczenia. Cokolwiek jest ustrojem, ma służyć przekazując kod, a więcej nic. Toteż selekcja i dobór naturalny na tym zadaniu skupiają się  w y ł ą c z n i e – nic im do idei jakowegoś „postępu”! Użyłem złego obrazu, nie budowlami są ustroje, lecz właśnie rusztowaniami tylko, więc właśnie wszelka prowizoryczność to stan właściwy, skoro wystarczający. Kod podaj dalej, a będziesz chwilę żył.

/Stanisław Lem „Golem XIV”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1999, str. 47/

Spojrzenie na ludzkość z perspektywy genialnego superintelektu stanowi nowatorski zabieg literacki, ale przede wszystkim eksperyment myślowy. Dopiero przebiwszy się przez nasze gatunkowe bariery i uwarunkowania, możemy spróbować rozstrzygnąć kwestie, które od wewnątrz pozostają nierozstrzygalne. Szereg bezkompromisowych przepowiedni zawartych w tej książce, dotyczących procesów rozwojowych rozumu (których Golem XIV jest jednocześnie rzecznikiem i ucieleśnieniem), czeka jeszcze na swoją realizację, choć wydają się one raczej nieuchronne.

E-booki i audiobooki w „Powrocie z gwiazd”

Lem trafnie opisał przyszłe e-booki i audiobooki w wydanym w 1960 roku „Powrocie z gwiazd”.

Głównym bohaterem „Powrotu z gwiazd” jest astronauta Hal Bregg, który powraca z dalekiej kosmicznej wyprawy. Podróż na pokładzie statku „Prometeusz” zajęła mu dziesięć lat, jednak w tym czasie na naszej planecie, zgodnie z teorią względności Einsteina, upłynęło prawie półtora wieku. Ziemska cywilizacja skrajnie się zmienia: ludzie rezygnują z agresywnych popędów oraz związanych z nimi ryzykownych ambicji na rzecz społecznej harmonii i sielanki. Ziemia, oglądana oczami głównego bohatera, jest zaskakująca i pełna technologicznych udogodnień. Jednym z nich są precyzyjnie przedstawione książki w przyszłości:

lem powrot z gwiazdCałe popołudnie spędziłem w księgarni. Nie było w niej książek. Nie drukowano ich już od pół wieku bez mała. A tak się na nie cieszyłem, po mikrofilmach, z których składała się biblioteka „Prometeusza”. Nic z tego. Nie można już było szperać po półkach, ważyć w ręce tomów, czuć ich ciężaru zapowiadającego rozmiar lektury. Księgarnia przypominała raczej elektronowe laboratorium. Książki to były kryształki z utrwaloną treścią. Czytać można je było za pomocą optonu. Był nawet podobny do książki, ale o jednej, jedynej stronicy między okładkami. Za dotknięciem pojawiały się na niej kolejne karty tekstu. Ale optonów mało używano, jak mi powiedział robot-sprzedawca. Publiczność wolała lektony – czytały głośno, można je było nastawiać na dowolny rodzaj głosu, tempo i modulację. Tylko naukowe publikacje o bardzo małym zasięgu drukowano jeszcze na plastyku imitującym papier. Tak że wszystkie moje zakupy mieściły się w jednej kieszeni, choć było tego prawie trzysta tytułów. Garść krystalicznego zboża – tak wyglądały książki. Wybrałem sporo dzieł historycznych, socjologicznych, trochę statystyki, demografii i to, co dziewczyna z Adaptu poleciła mi z psychologii. Parę większych podręczników matematycznych, większych oczywiście w sensie zawartej treści, a nie rozmiarów. Robot, który mnie obsługiwał, sam był encyklopedią dzięki temu, że – jak mi powiedział – jest bezpośrednio podłączony poprzez elektronowe katalogi z wzornikami wszelkich możliwych dzieł na całej Ziemi. W księgarni znajdowały się zasadniczo tylko pojedyncze „egzemplarze” książek, a kiedy ktoś ich potrzebował, utrwalało się treść pożądanego dzieła w kryształku.

Oryginały – krystomatryce – były niewidzialne, mieściły się za emaliowanymi bladym błękitem stalowymi płytami. Tak więc książkę niejako drukowało się za każdym razem, kiedy ktoś jej potrzebował. Sprawa nakładów, ich wysokości, wyczerpywania, przestała istnieć. Było to naprawdę wielkie osiągnięcie, a jednak żal mi było książek. Dowiedziawszy się, że istnieją antykwariaty z papierowymi książkami, odszukałem jeden. Rozczarowałem się; pozycji naukowych prawie nie było. Literatura rozrywkowa, trochę dziecięcej, nieco roczników starych pism.

Królestwo w pudełku

Inspiracją dla Willa Righta, twórcy jednej z najpopularniejszych gier wszechczasów – The Sims, była „Cyberiada” Stanisława Lema.

Cyberiada Stanisław LemW opowiadaniu z „Cyberiady”, zatytułowanym „Wyprawa siódma, czyli o tym, jak własna doskonałość Trurla do złego przywiodła” Trurl spotyka na asteroidzie sfrustrowanego króla Eksyliusza Tartarejskiego, władcę Pankrycji i Cenendery. Ten surowy monarcha został zdetronizowany, a następnie wygnany w kosmos przez zdesperowanych poddanych z powodu swego niepohamowanego okrucieństwa. Aby pocieszyć osamotnionego tyrana, Trurl konstruuje dla niego miniaturowe królestwo, będące mikroskopijną repliką utraconego dominium:

Dlatego, przysiadłszy fałdów i wezwawszy całe swoje mistrzostwo do pomocy, Trurl skonstruował mu państwo zupełnie nowe. Pełne było grodów, rzek, gór, lasów i ruczajów, z niebem i chmurami, z drużyną wojów, pełnych chuci bitewnej, z warowniami, fortecami i fraucymerami; i były tam jaskrawo oświetlone słońcem jarmarki, dnie w pocie przepracowane, noce przetańczone i prześpiewane do białego rana i szczęk pałaszów. Wmontował też subtelnie w owo państwo wspaniałą stolicę, całą z marmurów i kryształu górskiego, jak również radę mędrców prastarych, pałace zimowe i letnie, rezydencje, spiski królobójcze, potwarców, mamki, donosicieli, wspaniałych rumaków stada i pióropusze chwiejące się pąsowo na wietrze; potem przeszył tamtejszą atmosferę srebrnymi nićmi fanfar i pękatymi kulami salutów armatnich, dorzucił też niezbędną przygarść zdrajców, drugą bohaterów, szczyptę wieszczbiarzy i proroków, po jednym zbawicielu i poecie okrutnej mocy ducha, za czym dokonał, przysiadłszy nad gotowym, próbnego rozruchu i w jego trakcie mikroskopijnymi narządkami majstrując, przydał jeszcze niewiastom owego państwa urody, mężom – ponurego milczenia i zwady pijackiej, urzędnikom – pychy i służalczości, astronomom – gwiezdnego opilstwa, dzieciom zaś wrzaskliwości.

Czytaj dalej