UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

1 1 1 1 1 Rating 4.66 (29 Votes)
Image

Biblioteka XXI wieku stanowi zbiór fikcyjnych recenzji i wstępów do nie istniejących książek, w którym autor najpierw mistrzowsko parodiuje współczesne style literackie, by później rzucić się w przygodę tworzenia apokryficznych koncepcji świata i człowieka, wchodzących w krainę pieniących się w nieskończoność tekstów i — czasem szalonych — pomysłów. Te idee raz osuwają się w groteskowy absurd — innym razem okazują się przenikliwą prognozą przyszłych stanów naszej cywilizacji.

Image

Myślę, że w miarę upływu lat rosła we mnie coraz większa niecierpliwość względem sumiennej, rzemieślniczej i powolnej fabularyzacji. Aby iluminację pomysłu zamienić w narrację, należy się potwornie namordować, i to w kategoriach pozaintelektualnych. To był jeden z głównych powodów, dla których poszedłem na tak okrutne skróty, jakimi były te książki. W książkach tych starałem się naśladować różne style: styl recenzji, wykładu, prelekcji, mowy dziękczynnej (laureata Nagrody Nobla) i tym podobne. Doświadczenia te są jakby "skrzynkami", które poukładane jedna na drugiej dają schody, po których wdrapałem się na to piętro, z którego odzywa się Golem.

1 1 1 1 1 Rating 4.85 (27 Votes)

Simon Merril

SEXPLOSION”

(Walker and Company — New York)

    Jeżeli wierzyć autorowi — a coraz częściej każą nam wierzyć autorom science fiction! — obecny przybór seksu stanie się potopem w latach osiemdziesiątych. Lecz akcja powieści „Seksplozja” rozpoczyna się dwadzieścia lat później — w Nowym Jorku, zawalonym zaspami podczas srogiej zimy. Starzec nieznanego nazwiska, brnąc przez śniegi, obijając się o kadłuby zasypanych samochodów, dociera do martwego wieżowca, kluczem wyjętym z zanadrza, ogrzanym ostatnią resztką ciepła, otwiera żelazne wrota i schodzi do podziemi, a jego wędrówka i wtrącone w nią strzępy reminiscencji — to już cała powieść.

    Cykle opowiadań Lema miały z reguły dość stabilne tytuły, dzięki czemu Dzienniki gwiazdowe wydawane były pod tym samym nagłówkiem w latach pięćdziesiątych i osiemdziesiątych, choć w międzyczasie przybyło w trójnasób tekstów, nie mówiąc już o ich filozoficznej wymowie i poetyce. Tak samo było z Opowieściami o pilocie Pirxie i Cyberiadą. Na ich tle tytuły zbiorów fikcyjnych recenzji i wstępów do dzieł nie istniejących, składających się na tom niniejszy, prezentują iście proteuszową zmienność. Najpierw, w roku 1971, był tom recenzji zatytułowany Doskonała próżnia, potem zbiór wstępów, który wyszedł jako Wielkość urojona. Z jednego z tych wstępów wypączkowała wkrótce osobna książka: Golem XIV. Do tego autor dodał najpierw pojedynczą „recenzję” z tomu Bezsenność, a potem jeszcze dwa razy po dwa teksty w szczupłych broszurach noszących tytuły: Prowokacja i Biblioteka XXI wieku. Kiedy w 1998 roku wydawnictwo Znak chciało zmieścić te wszystkie utwory w jednym tomie, autor nadał mu tytuł Apokryfy, do którego nawiązuję w tytule mego posłowia. Dziś powraca do formuły wymyślonej dla jednej z wymienionych powyżej broszur.

A jednak sądzę, że za wszystkimi tymi tekstami kryje się powaga. Kosmos jako Gra? Intencjonalna Fizyka? Czciciel nauki, leżący plackiem przed jej św. metodologią, Lem nie mógł się pasować na jej pierwszego herezjarchę i odszczepieńca. Nie mógł zatem tej myśli włożyć do żadnej dyskursywnej wypowiedzi. A znów uczynić ideę "Gry w Kosmos" osią fabularnej intrygi - znaczyłoby to napisać jeszcze jedną, którąś tam z rzędu pozycję "normalnej science fiction".

Wielkość UrojonaPisanie recenzji z nieistniejących książek nie jest wynalazkiem Lema; nie tylko u pisarza współczesnego - J.L. Borgesa - znajdujemy takie próby (np. jako "Omówienie dzieła Herberta Quaine" w tomie "Labirynty"), koncept sięga dalej - i nawet Rabelais nie był pierwszym, który go użył. Lecz "Doskonała próżnia" jest kuriozalna o tyle, że chce być antologią tylko takich właśnie krytyk. Systematyczność pedanterii czy żartu? Podejrzewamy autora o intencję żartu, a wrażenia tego nie osłabia wstęp - sążnisty i teoretyczny, w którym czytamy: "Pisanie powieści to forma utraty swobód twórczych. (...) Z kolei recenzowanie książek to katorga jeszcze mniej szlachetna. O pisarzu da się przynajmniej powiedzieć, że sam siebie zniewolił - obranym tematem. Krytyk jest w gorszym położeniu: jak katorżnik do swych taczek, tak do dzieła omawianego przykuty jest recenzent. Pisarz traci wolność we własnej, krytyk - w cudzej książce".

Image

więcej o książce



Image

więcej o książce