Idźcie, zobaczcie i posmakujcie, bo zdecydowanie warto. Nie uciekajcie po pierwszym akcie! Niech Lem będzie z Wami!
Teatr Groteska, ośmielony udaną adaptacją „Bajek robotów”, jakiej dokonał jeszcze za życia Stanisława Lema, tym razem porwał się na „Dzienniki gwiazdowe”. Wyzwanie to ambitne: dosyć eklektyczny cykl „Dzienników gwiazdowych” powstawał przez prawie całą karierę pisarską autora „Solaris” i odzwierciedla jego wszechstronny dorobek literacki oraz erudycję. „Dzienniki” są pełnymi humoru, ale równocześnie gorzkimi i przenikliwymi przypowieściami na temat zakamarków ludzkiej natury.
Trudno się zatem dziwić, że zasiadałem na widowni teatru z mieszanymi uczuciami, wsród których dominowała nadzieja połączona z obawami. Nadzieję podsycała profesjonalna kampania promocyjna, jaka towarzyszyła premierze, z ascetycznymi plakatami, na których wyeksponowano samo tylko nazwisko LEM, oraz świetna piosenka Marka Piekarczyka, idola mojej młodości. Otuchą napawał mnie również fakt, że z biegiem lat pojawia się coraz więcej trafnych odczytań i interpretacji Lema, którego twórczość jakby nabiera wraz z upływem czasu aktualności i staje się coraz bardziej uniwersalna.