UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

Image Pewne walory Cyberiady biorą się ze zjawiska, które bym nazwał kontrapunktowością w języku umieszczoną — kontrapunktowością polegającą na przeciwstawianiu sobie różnych poziomów języka i różnych stylów. A więc: w wywodzie z lekka archaicznie podstylizowanym zjawiają się terminy stricte fizykalne, i to supernajświeższej daty (ujeżdżacze — ale trzymają w ręku lasery; lasery — ale mają kolby, etc). Styl się tedy słowom poniekąd sprzeciwia, słowa się archaicznemu otoczeniu dziwią; to jest w gruncie rzeczy zasada poetyckiej roboty („dziwiące się sobie słowa”). Chodzi bodaj o to, żeby „żadna strona” nie mogła definitywnie zwyciężyć. żeby nie mogła się rzecz przeważyć ani w kierunku fizyki, ani w kierunku archaiczności — w zdecydowany sposób, lecz żeby balans trwał, żeby trwała ta jakaś oscylacja. Powoduje to rodzaj „rozdrażnienia” czytelniczego, którego rezultaty winny być komizmem wyczuwanym, a nie, zapewne, irytacją...
Sława i fortuna. Listy Stanisława Lema do Michaela Kandla 

W Cyberiadzie paradygmatyka par excellence wzięta z nauk fizycznych potraktowana jest złośliwie i żartobliwie. Widać to ładnie w opowiadaniu Smoki prawdopodobieństwa, gdzie wprowadzona została paradygmatyka mechaniki kwantowej. Smoki, które są, smoki, których nie ma, smoki wirtualne - to są zabawy na tle całego aparatu pojęciowego współczesnej fizyki, która uważa, że nic takiego jak "nic" (to znaczy "próżnia") nie istnieje, gdyż jest tam pełno cząstek wirtualnych. Jest to utwór, który zawsze sprawiał ogromną radość fizykom teoretycznym. Pewien polski fizyk przetłumaczył, jak umiał, to opowiadanie na angielski - były to lata, kiedy nie byłem jeszcze tak tłumaczony na Zachodzie - po to, aby demonstrować je swoim zagranicznym kolegom po fachu.