UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

1 1 1 1 1 Rating 4.20 (30 Votes)

Spis treści



Zawsze był pan tak wymagającym widzem?

- Trudno powiedzieć. Jako chłopiec uwielbiałem "Frankensteina", "Mumię", fascynował mnie Boris Karloff. No, ale kiedy jest się dwunastolatkiem, to gust ma się nieco inny, niż starszy pan grubo po siedemdziesiątce. Nie ma na to rady. Oglądając filmy zazwyczaj już po pierwszych minutach wiem, co będzie dalej. Schemat goni schemat. Motywy trzech muszkieterów, albo pięknej i bestii były wykorzystywane tysiące razy. Jeżeli oglądam w filmie napad na bank, wiem doskonale, że zanim nadjedzie policja jedna z klientek banku nagle zacznie rodzić. Ale rodzi zawsze od razu półrocznego malca i to bez pępowiny, wód płodowych. A ja akurat byłem położnikiem i zdaję sobie sprawę z tego, jak się rodzi dziecko. O ile jednak czar ramotki może się jeszcze podobać, na przykład stary, "King-Kong", to kolejne wersje tego filmu są już, bardzo przepraszam, nieszczęsnymi bajdołami. Podobnie twórczość Spielberga - nie budzi moich dzikich zachwytów. Nie potrafię zachwycić się parą człapiących dinozaurów, bo jest to dla mnie zbyt dziecinne. Być może powstają na świecie bardzo wybitne filmy, do których nie mam dostępu. Ale też nie mam ochoty siedzieć ranki i wieczory przed ekranem telewizora w poszukiwaniu arcydzieła. Mówiąc prawdę, ja to olewam.

Lem - filozof miałby tak mało filozoficzny stosunek do kina?

- Nie roszczę sobie prawa do wyłączności sądów. Przypadkowo niedawno wpadł mi w ręce album z fotografiami Marilyn Monroe. Ta trochę niedoceniana aktorka była jednak przede wszystkim seks - bombą swoich czasów. Dzisiaj Monroe funkcjonuje jako ikona pop-kultury, ale z pewnością nie jako "niebezpieczny przedmiot pożądania". Po kilkudziesięciu latach to, co kiedyś wydawało się bardzo sexy, jest już dosyć prymitywne.

Chociaż w przypadku Marylin Monroe nie potrafię zgodzić się z panem do końca, to uważam, że istotnie każde pokolenie ma swój odrębny, bywa że bezlitosny, ogląd filmowej klasyki, gdy literatura wychodzi z tej konfrontacji obronną ręką. Pewne dzieła nie zestarzały się ani na jotę.

- Arcydzieł nie wolno pokazywać w kinie. To się nigdy nie udaje. Nie życzę sobie, żeby po raz kolejny adaptowano "Buddenbrooków", albo "Czarodziejską górę" Tomasza Manna. Trudno też przekonuję się do powszechnie uznanych arcydzieł filmowych. Nie byłem zachwycony "Odyseją kosmiczną" Kubricka. Moim zdaniem komputer, który opanowuje statek kosmiczny, musi mieć jednak trochę poważniejsze motywacje od potrzeb twórczych. Chciałbym się dowiedzieć z jakich pobudek to robi, jaki jest sens artystyczny, poznawczy, etyczny, czy moralny podobnych działań?

A nie wystarczy zadowolić się faktem, że takie działania mogłyby zaistnieć?

- Może niektórym wystarczy, mnie nie. Wulgaryzuje się nawet mitologię, w potwornych opowieściach o Herkulesie albo Atenie. Nikt nie jest już święty, a jeśli nawet jest, to pokazuje się go na kolanach i bez odrobiny dystansu. Czyli ze skrajności w skrajność. Ale przecież nikt mnie nie zmusza do oglądania filmów. Moje osobiste doświadczenie wskazuje, że jeżeli ktoś chce zrobić w życiu coś poważnego, to powinien jak najmniej zajmować się kinem.

To mogłaby być pointa naszej rozmowy, którą rozpoczął pan od stwierdzenia, że nie znosi adaptacji swoich książek. Okazuje się, że nie znosi pan w ogóle większości filmów...

- Nic na to nie poradzę. Chciał pan porozmawiać o filmach - trudno. Faktem jest jednak, że inne sprawy nurtują mnie dużo bardziej.