UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

1 1 1 1 1 Rating 4.20 (30 Votes)

Spis treści



Rozmawiając o projektach "niespełnionych", trudno pominąć liczne pomysły niemieckich producentów, ale w tym przypadku zaważyły także inne, często poza finansowe, względy.

- Po wybuchu stanu wojennego zamieszkałem w Berlinie, gdzie jestem dosyć popularny i przez jakiś czas ciągle otrzymywałem konspekty i pomysły na filmy, które zasadniczo podzieliłbym na trzy kategorie: głupie, bardzo głupie i kompletnie idiotyczne. Kiedy kilka miesięcy później wyjechałem do Wiednia, pytałem Mrożka, realizującego akurat w Niemczech swój film "Amor", czy przypadkiem nie zna choć jednego przedstawiciela niemieckiej kinematografii, z którym można by porozmawiać rozsądnie? W odpowiedzi usłyszałem: "Był jeden, ale poszedł na rentę, bo już nie mógł wytrzymać". To zdanie chyba wiele tłumaczy.

Właśnie teraz w Niemczech powstaje wysokobudżetowa ekranizacja "Kataru" według scenariusza napisanego przez pana wspólnie z Janem Józefem Szczepańskim.


- Reżyser tego filmu nazywa się Sinkel, a scenariusz został napisany na zamówienie niemieckiego producenta już dwadzieścia lat temu, no i trochę sobie poczekał na realizację. Niewiele więcej potrafię panu o tym filmie powiedzieć. Wiem, że zdjęcia są realizowane w Europie, ale to przecież zrozumiałe, zważywszy że akcja "Kataru" rozgrywa się w Neapolu. Pamiętam, że po opublikowaniu "Kataru" krytyka często podkreślała moje znawstwo tego miasta, gdy tymczasem nigdy w Neapolu nie byłem. Opisywałem miejsca i zwyczaje według zdjęć i książek.

Poza niemieckim "Katarem", w Internecie można już przeczytać o przygotowywanej przez Hollywood superprodukcji według "Solaris".

- Z "Solaris" to jest w ogóle prawie kryminalna historia. Najpierw pojawiła się trochę dziwna Rosjanka, która z wielkim entuzjazmem zapewniała mnie, że znakomity film według "Solaris" wyprodukuje Richard Gere. Przekonywała mnie na tyle konsekwentnie, że - nie bardzo wierząc w powodzenie tego pomysłu - w końcu ustąpiłem i sprzedałem panu Gere opcję na film. Ale czas mijał, opcja wygasła, a on w końcu nic nie zrobił. Następnie pojawił się u mnie w domu niejaki pan Fradis, który utrzymywał, że jest reprezentantem Mosfilmu w USA i zupełnie nie ma co zrobić z milionami dolarów, toteż wpadł na osobliwy, bądźmy szczerzy, pomysł nakręcenia "Solaris" na ...orbicie okołoziemskiej.

Słucham?

- On w ogóle opowiadał niestworzone historie. Zamierzał, zdaje się, wynająć do realizacji filmu stację orbitalną Mir. Od początku wydawał mi się jednak bardziej hochsztaplerem, niż biznesmenem, dlatego żadnych dalszych rozmów nie miałem ochoty z nim prowadzić. Mniej więcej w tym samym czasie otrzymałem bardzo poważną ofertę z 20th Century Fox, której przyjęcie rzeczony pan Fradis próbował zablokować. Bezskutecznie. Nie wiem dokładnie, co ci Amerykanie wyprawiają teraz z moją biedną książką, pieniądze w każdym razie już mi wypłacili.

Film, zdaje się, ma realizować autor "Titanica" James Cameron.


- Nie wiem. Bardzo możliwe, że Cameron będzie producentem. Wie pan, nie bardzo mnie to wszystko obchodzi. Im bardziej w jakiś projekt angażuje się strona amerykańska, tym grubsza staje się umowa ograniczająca prawa ingerencji autora. A jednak myśl o tym, że w tej chwili czterdziestu scenarzystów dłubie w moim tekście, nie sprawia mi wielkiej satysfakcji. W tym momencie nie mam nawet prawa zapoznać się z tekstem tego scenariusza. Nie mam prawa, ale i ochoty, bo obawiam się, że po tej lekturze prawdopodobnie szlag by mnie trafił na miejscu.