UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

1 1 1 1 1 Rating 4.27 (26 Votes)

Spis treści

Ziemia ma 12 tys. kilometrów średnicy. Niech pan za jej model weźmie jabłko o średnicy 12 centymetrów. Cała biosfera - od dna oceanu do końca troposfery - ma nie więcej niż 10 kilometrów. To znaczy, że proporcjonalnie skórka jabłka jest jakieś 10 razy grubsza od tej biosferycznej ziemskiej otuliny. Ta cieniutka otulina leży na ogromnej magmatycznej bani. My w tej otulinie żyjemy, w niej się awanturujemy, mordujemy, kochamy i okropnie puszymy zapominając, że przeniesieni do skali jabłka nie osiągniemy nawet rozmiarów bakterii. Raczej będziemy przypominali najmniejsze z wirusów. Więc wszystkie nasze problemy i cywilizacyjne kryzysy można w tej skali przedstawić co najwyżej jako warstewkę pleśni na skórce. A przecież nasze jabłko wisi w bezkresnej przestrzeni, której modelu w skali jabłka nawet nie możemy zbudować. Cała odmienność mojego myślenia polega na tym, że staram się nadać naszym sprawom obiektywne proporcje.
I rzeczywiście, kiedy goląc twarz myśli Pan o nas, ma Pan przed oczami takie małe, wredne, wszystkożerne mikroby, razem ze swoją ognistą kulką zagubione w bezkresnym kosmosie?
- Pewnie, że tak. Śladów naszej trwającej tysiące lat aktywności nie widać już z odległości 200-300 kilometrów od Ziemi. Ale zło nie jest pierwotne. Pierwotna była konieczność znalezienia pożywienia przez naszych przodków. Gdyby te nasze praszczury sobie wtedy nie poradziły, teraz byśmy nie rozmawiali.
Prehistoria to był jeden poziom pańskiej autoświadomości pokazujący nasze uwarunkowania. Drugi poziom to jest kosmiczny mikrob obrazujący skalę naszych możliwości...
- I bezsilności, bo moce natury mogą całą cywilizację zniszczyć w ciągu paru sekund, czego najniewinniejszy przedsmak mieliśmy ostatnio w Kalifornii. Może nasi przodkowie ulokowali nas w niezbyt dobrym sąsiedztwie, ale przynajmniej wybrali miejsce bezpieczne sejsmicznie. To jest jeden z niewielu powodów do ich chwały.
I tu jest to Pańskie trzecie „my”?
- Polskie „my”: „O ojców grób bagnetów naostrz stal...” Teraz niestety wydaje mi się to trochę groteskowe, ale kiedyś bardzo w to wierzyłem i także dziś w moich emocjach ta nuta wyraźnie gra. „Za Polskę przelać krew...” - to się doskonale rozumiało, chociaż II Rzeczpospolita nie miała wiele do zaoferowania, bo była krajem straszliwie biednym. Cała szkoła z wielkim wysiłkiem składała się na jeden rower dla wojskowego zwiadowcy. Kiedy szliśmy na strzelnicę, wręczano nam mauzera tak, jakby to był jakiś supertajny interkontynentalny pocisk balistyczny.
Teraz zdaje się ten patriotyczny czar prysł, cierpimy na zbiorową historyczną amnezję, ludzie mają poprzewracane w głowach, ciągle tylko krzyczą „daj” i „daj”, chociaż pokupowali już samochody, telewizory, ciepłe mieszkania. Ale liczy się tylko to, co chcą mieć, nie to, co mają. Taka jest prawda o ludzkiej naturze. I nikt o tym wspólnym państwie specjalnie nie myśli. Nikt nie chce dawać, a każdy chce brać. Straciliśmy zbiorowy instynkt samozachowawczy. Zdaje się, że zanadto uwierzyliśmy w ten nasz bezpieczny świat, który trwa dłużej niż nasze życie, ale wcale nie musi trwać wiecznie.
Ja nad tym boleję. Ale nie za bardzo, bo zawsze robiłem w kosmosie i właściwie głównie tam siedzę ze swoimi emocjami. Nasz gatunek interesuje mnie o tyle, o ile wiedza o nim przybliża mnie do wyjaśnienia sprawy innych inteligencji w kosmosie.
Dźwiga Pan na co dzień poczucie zagubionego w kosmosie?
- Na co dzień żyję raczej z pytaniem, dlaczego nikt się do nas nie odzywa.

Wciąż Pan nie wierzy, że po prostu nikogo poza nami w kosmosie nie ma?
- A dlaczego ma nie być? Ja wciąż nie znam odpowiedzi. Natomiast znam skalę naszego mgnienia. Niech pan przyjmie, że tysiąc lat to jeden metr i w takiej skali zapisze tylko dzieje Ziemi. Dwa metry dzielą nas od narodzenia Chrystusa, dziesięć metrów od początku cywilizacji, od dinozaurów 65 kilometrów, od kambru 400 kilometrów, i parę tysięcy kilometrów od okrzepnięcia kuli ziemskiej. Na tej wielotysięcznokilometrowej skali cała nasza cywilizacja zajmuje dwa metry, dzieje Polski metr, a ludzkie życie centymetr. Ja tak to rzeczywiście widzę. Co nie znaczy, że nie martwi mnie odejście ministra Borowskiego, bo wydawało mi się, że to był człowiek zdolny przeprowadzić nas przez różne Scylle i Charybdy. Bardzo mnie jego dymisja zasmuciła.